Kilka dni wcześniej pisałem jak przyjęty zostałem w szpitalu wojewódzkim we Wrocławiu, ale mało kto z was uwierzył mi, że można być obsłużonym szybko, sprawnie i dobrze. Powiedziałem wówczas, że przedstawię wam inną sytuację jaką przeżyłem, i to zamierzam uczynić dzisiaj. Porównajcie sobie i oceńcie te dwie sytuacje. Nie mówię, że wszędzie jest dobrze, że wszędzie jest źle, ale...
(...) Ze spuchniętą lewą nogą (poniżej kolana) zgłosiłem się do Szpitala Powiatowego w Grajewie, przed godziną dziesiątą. Szpital ładny, przestronny, odnowiony, a właściwie przerobiony, świeci czystością i jasnością, ładnymi korytarzami, jednak z dużą ilością zakamarków - łatwo pobłądzić. Udałem się prosto na SOR, czyli na Szpitalny Odział Ratunkowy szukając tam pomocy i diagnozy mojej chorej nogi. Dotarłem tam i zaczęło się...
Nie ma lekarza, są same pielęgniarki, bodajże trzy, siedzą sobie spokojnie przy kawce w niewielkim pokoiku. Reagują nerwowo na moje prośby o zbadanie mnie przez lekarza, którego nie ma. Odział Ratunkowy, a nie ma lekarza, będzie dopiero po godzinie piętnastej. Boże, to przecież jeszcze cztery godziny czekania, można umrzeć, tu w szpitalu, tu na SOR-ze i nie doczekać się zbadania chorej nogi. Przestałem się dziwić pogłoskom, że ludzie umierają na takich oddziałach, no ale skoro znikąd nie ma pomocy, to takie są później skutki.
Nie rezygnuję, naprzykrzam się, w końcu pielęgniarki kierują mnie do ogólnej rejestracji chorych. Przestronny hol i trzy panie urzędujące za szklaną szybą, obsługuje jednak tylko jedna, pozostałe wpatrzone w ekran komputera coś tam piszą. Dobrze, że nie ma ludzi (moje zdziwienie), szybko spisuje moje dane, nie zapominając o pytaniu :"co ja tu robię". Nie wiem czy panią rejestratorkę usatysfakcjonowała odpowiedź, że jestem na wakacjach, skierowała mnie jednak do chirurga, który przyjmował kilka metrów dalej. Poszedłem. Pokazałem chorą nogę, podałem liczne historie moich chorób (może coś znajdzie na moją nogę) i cierpliwie czekałem.
Niemłody już chirurg z daleka spojrzał na nogę i skierował mnie do lekarza rodzinnego, który ma mnie leczyć, który wykona stosowne badania, Na moje wypisy z innych szpitali nawet nie spojrzał, nie chciało mu się rozwiązywać dość opasłej teczki. Próbowałem dyskutować, ale nie miałem żadnych szans. "Pójdzie pan do rodzinnego i wszystko załatwi, ja tu niczego nie widzę." Nawet nie dotknął mojej nogi, widać polegał na swoim sokolim wzroku.
Rad nie rad, wróciłem na feralny SOR. Znów utarczki słowne z pielęgniarkami, znów bez rezultatu.. "Lekarz będzie o godzinie piętnastej? - tylko te słowa słyszałem.
O godzinie czternastej przebadała, a raczej porozmawiała ze mną lekarka z oddziału wewnętrznego, która znalazła się przypadkowo na SOR-ze. Za ten wyczyn, młoda lekarka została skarcona przez kierowniczkę SOR-u. Przeprosiłem młodą lekarkę za to zajście, czy poprawiło to jej humor? Nie wiem, ale powiem wyprzedzając fakty, że owa "skarcona" lekarka leczyła mnie później na oddziale wewnętrznym grajewskiego szpitala.
Póki co czekałem na lekarza dyżurnego, który zjawił się około godziny 17-tej. Byłem u kresu sił, samochód, który mnie przywiózł odesłałem i tak nadużyłem zaufania sąsiadki, która mnie tu przywiozła i czekała tyle czasu na finał mojego badania.
Dyżurujący lekarz nie poradził sobie (był to emerytowany lekarz, który dorabiał sobie dyżurami, a który spóźnił się prawie dwie godziny) i na pomoc wezwał kolegę z oddziału chirurgicznego. Znów oględziny, znów badanie, a mnie zaczyna brakować tlenu. Poprosiłem o niego! Wielce zdziwiona pielęgniarka moją prośbą, założyła na mój palec "pulsometr", który pokazał 90% tlenu w moim organizmie. "Wszystko w normie" - zawyrokowała, ale na moją usilną prośbę podała mi tlen ze stojącej dużej butli, przypominającą butlę z acetylenem, potrzebną dla spawaczy. Szkoda, że pani pielęgniarka nie zna mojej choroby, gdyby ją znała, wiedziałaby, że mnie podaje się tlen przy wskaźniku 95% na pulsometrze. Nie wnikajmy już w to, po medytacjach dwóch lekarzy zostałem skierowany na oddział chirurgiczny, celem leczenia nogi.
Wejście na wspomniany oddział i jego widok, o mało co nie zwalił mnie z nóg. Korytarz wąski, ciasny, ciemny (mimo oświetlenia) po podłodze przeplatają się jakieś kable, węże, rury. Moja sala fatalna, tylko dwa łóżka, a przejście do okna obok nich tak małe, że ktoś potężniejszej budowy ciała, miałby trudności z dostaniem się do łóżka stojącego przy oknie. Nie ma dzwonka alarmowego, nie ma tlenu, nie ma ubikacji. Owszem, jest ubikacja, mieści się na końcu korytarza zawiera dwie kabiny i dwie umywalki. Nie ma pisuaru, a mężczyzn i kobiet dużo, czy te dwie kabiny wystarczą dla tylu pacjentów?
Pielęgniarki jak zwykle nieprzystępne, opryskliwe, nie odpowiadające na moje pytania dotyczące leków, wysyłają do lekarza. Szlag by to trafił, przecież ja nie znam lekarza prowadzącego mnie, a lekarstwa przyjmuję, chcę wiedzieć co mi podają.
Pierwszy dzień minął mi na szukaniu tlenu, znalazłem go w gabinecie zabiegowym. Zaczynam pobierać życiodajny gaz, ale co chwilę muszę przerywać, gdyż odbywa się planowy opatrunek.
Wychodzę, przychodzę, kręcę się po korytarzu, sali. Znikąd pomocy. Starsza pielęgniarka (czy ona nie powinna być na emeryturze?) tak zakłada mi weflon, że moja ręka przedstawia jedną wielką ranę. Nie może wkłuć się w żyłę, a przecież one u mnie są na wierzchu, aż niektórzy dziwią się, że mam takie duże żyły. Nie dla tej pielęgniarki. Biorę antybiotyk, nie znam nazwy, nie wiem na co działa, pielęgniarki nie wiedzą, ledwo wymawiają jego nazwę. Coraz mniej mi się tu podoba. Z nogą nic nie robią, ani prześwietlenia, ani USG. Dokąd to będzie trwało?
We wtorek, a więc na drugi dzień, ordynator oddziału wypisuje mnie do domu, tak bez niczego, tak sobie, myśli, że ja jestem z Grajewa. Panie ordynatorze, ja mam daleko do domu, nie można mnie wypisać tak sobie, o której godzinie panu się podoba. Czym ja dostanę się do domu? Samolotem? Ordynator zaoferował swoje usługi jako prywatny kierowca, oczywiście odwiezie mnie, ale prywatnie i prywatnym samochodem. Dodatkowy zarobek lekarza? Autobusu nie ma, pociągu też... (...)
(Na razie przerwę, jutro dokończenie artykułu, trochę jest tego pisania i nie chciałbym was zanudzić, ale już na podstawie tego można wyrobić sobie jako takie zdanie na temat tego i innych szpitali, które na pewno znacie, być może z własnego doświadczenia)
(t.m.i.)