Obserwatorzy

środa, 23 października 2019

"O CO CHODZI OPOZYCJI" - 23.10.2019. (424)

Nie ma spokoju po wyborach, choć minęło kilkanaście dni jak opuściliśmy lokale wyborcze. Głównym sporem po wyborach stał się Senat, nie będę jednak opisywał co się tam dzieje, bo mam nadzieję, że wszyscy wiemy. Mnie chodzi o coś innego. PIS złożyło wnioski o ponowne policzenie głosów w kilku okręgach wyborczych, ma do tego prawo i z tego prawa skorzystało. I gdy to dotarło do Platformy, rozpoczął się festiwal oszczerstw, pomówień i zwykłego chamstwa. Jak to możliwe, że PIS składa takie wnioski, przecież to zagraża naszej demokracji... Ach, zagraża demokracji... A ja do tej pory bez przerwy słyszałem, że w moim kraju nie ma demokracji, nawet za przysłowiowy grosz. Nie ma, tak grzmiała opozycja przez cztery lata i z tym stwierdzeniem biegła co sił w nogach, aby poinformować Komisję Europejską, która, przychylna donosicielom stosowała różne kary, pouczenia i nakazy naszej ojczyźnie. Odczuliśmy to wszystko na własnej skórze. Teraz zabrania nam opozycja składania wniosków o ponowne przeliczenie głosów, a ja się pytam dlaczego, skoro nie zabrania tego prawo. Mam wątpliwości, to składam protest, tak się dzieje na całym świecie i nie tylko przy wyborach, ale w wielu dyscyplinach naszego życia. Weźmy dla przykładu sportowców, tam dopiero dzieją się różne rzeczy, tam jest masa wniosków, masa protestów i chyba wszyscy mamy jeszcze w pamięci protest naszego kraju, gdy po naszym proteście zmieniono pierwotny wynik i nasz zawodnik dostał medal. Można protestować? Można i należy protestować jeżeli mamy choć cień podejrzenia, że coś jest nie tak. Po co ta cała afera?
Platforma może zgłaszać (słynne już słowa senatora Borowskiego) i to jest uzasadnione, natomiast PIS nie może, bo nie ma dostatecznych dowodów. Szkoda, słów, aby odpowiadać panu senatorowi. A ja znów zastanawiam się po co ta hućpa! Co chce przykryć opozycja, może fatalną sytuację Grzegorza Schetyny w swojej partii? Dlaczego tak natrętnie, tak bez przerwy, na hura, wciska nam ciemnotę, że Platforma wygrała z PIS-em. Znów kłamstwo, które ma krótkie nogi. Platforma nie mając żadnych argumentów, podnosi legalność izby dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, nie chce uznać sędziów wybranych za kadencji PIS. Dziwne, ważni są tylko ci, których wybrała Platforma za swoich ośmioletnich rządów. To jest ta wspaniała demokracja, o którą tak walczy opozycja.
W kraju nie cichną głosy w sprawie wyborów, a na forum europejskim już o sobie dał znać pan Biedroń, ten o innej orientacji seksualnej, tak mówię, bo tych Biedroniów jest bardzo dużo. Już szkaluje Polskę, już szkaluje nas, już staje się pierwszym zdrajcą naszego kraju w nowej kadencji nowego sejmu. Wstyd, wielki wstyd. Tylko Polak potrafi to robić, ale czy to jest Polak?...Panie Biedroń, niech pan zrozumie, że projekt ustawy, którą pan tak szkaluje, nie jest projektem rządowym. Jest to projekt Obywatelski, panie pośle. Czy trzeba tak celowo kłamać? (t.m.i.)

wtorek, 22 października 2019

"ABSURDY POLITYKÓW". - 22.10.2019. (423)

21.10.2019 =
                     Europosłanka ugrupowania "Wiosna" Sylwia Sporek, zaskoczyła wszystkich, tym razem chce zablokować budowę drogi ekspresowej S-7, ponieważ budowa ta będzie zagrożeniem siedliska  - CHOMIKA EUROPEJSKIEGO.  W tej sprawie napisała do Komisji Europejskiej.

21.10.2019 =
                     Olga Tokarczuk, świeżo upieczona laureatka nagrody Nobla (?) zaapelowała do Polaków o nie jedzenie mięsa. Jak sobie przypominacie był już jeden pan (Niesiołowski), który proponował nam również coś bardzo dobrego i smacznego, a mianowicie: MIRABELKI i SZCZAW. Jak skończył wszyscy doskonale wiemy.


22.10.2019 =
                      Sąd Okręgowy w Warszawie nie zgodził się na tymczasowy areszt dla sprawcy śmiertelnego potrącenia mężczyzny na przejściu dla pieszych w dzielnicy Białołęka. Śmiertelnie potrącony mężczyzna zdążył jeszcze odepchnąć swoje dziecko i żonę, ratując ich od niechybnej śmierci. Kierowca ma postawiony również zarzut stworzenia zagrożenia dla życia ludzi. 

poniedziałek, 21 października 2019

"CZY KORNIK DRUKARZ ZJE EKOLOGÓW? - 21.10.2019. (422)

Chciałbym posłuchać teraz ekologów w sprawie kornika drukarza, chciałbym posłuchać Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, co mają do powiedzenia w sprawie kornika. Czy są na tyle odważni aby wypowiedzieć się w tej sprawie? Może zapomnieli już jak bronili tego szkodnika, jak donosili na Polskę, jak donosili na ministra śp. Jana Szyszko, jak się cieszyli z wyroku Trybunału, który groził nam wysokimi karami pieniężnymi. Teraz z pewnością odwracają wzrok od tego, co jest napisane na różnych portalach społecznościowych, zatykają uszy, aby nie usłyszeć prawdy o sobie, nie chcą patrzeć na ginące lasy, na ginącą naszą puszczę. Kochani ekolodzy, spójrzcie nam w oczy, proszę was o to, miejcie tę cywilną odwagę i trochę honoru w sobie, aby uderzyć się w piersi i przyznać do błędu, który rujnuje naszą gospodarkę leśną. Kto za to zapłaci, wy panowie i panie ekolodzy?
Ach, jak przypomnę sobie te wasze złośliwe miny, te zaciśnięte usta i zaciśnięte pięści wygrażające ministrowi środowiska, to ogarnia mnie niepohamowana złość na was. Łatwo doprowadziliście do zrujnowania Puszczy Białowieskiej, pewnie tym się szczycicie, a ja i polskie społeczeństwo pogardzamy wami, bo sprzedaliście się partiom politycznym, które wykorzystały was do rujnowania naszego kraju. Sprzedaliście się i trwacie w tym, nie macie odwagi wyjść z tego bagna, które sami stworzyliście, za kilka stołków w sejmie, staliście się kolejną "Targowicą" na usługach partii politycznej.
Teraz kiedy siedzicie wygodnie na poselskich stołkach, patrzcie na swoje dzieło, będziecie mieli dużo czasu aby dumać nad swoim dziełem zniszczenia polskich lasów. Jesteście bohaterami, ale pisanymi przez słowo "ch". Wy panowie i panie, pisaliście "posty" na portalach, które obrażały obrońców, sympatyków i miłośników przyrody, teraz patrzcie na swoje dzieło, bo wasza zasługa w tym pielęgnowaniu kornika drukarza jest bardzo duża. Wzięliście go pod ochronę, więc żyjcie z nim i nie wtrącajcie się do prac fachowców, nie przeszkadzajcie, a najlepiej idźcie do kogoś po naukę. Kornik drukarz rozprzestrzenia się coraz szybciej, mam nadzieję, że i was ekolodzy, kiedyś dopadnie. (t.m.i.) 

niedziela, 20 października 2019

"MOŻE TROCHĘ REFLEKSJI?" - 20.10.2019. (421)

Myślałem, nie, nie myślałem, byłem pewien, że po wyborach wszystko się zmieni, że staniemy się innymi ludźmi, że wreszcie popatrzymy na siebie przyjaznym okiem i podamy sobie dłonie. Tego chciały wszystkie partie, to mówili najwięksi i najważniejsi ludzie ze wszystkich ugrupowań, to mówili zwykli ludzie i wierzyli w to. Wierzyli, że w końcu stanie się to, o czym od dawna marzyli, że wreszcie ludzie uśmiechną się do siebie, pogodzą się siostry z braćmi, sąsiedzi z sąsiadami, że zapanuje wspaniała harmonia dnia codziennego.
Poniedziałkowa rzeczywistość okazała się zgoła odmienna, czar pojednania prysł w jednej chwili, waśnie wybuchły ze zdwojoną siłą, znów posypały się obelgi, wyzwiska, znów internet rozgrzał się do czerwoności. Przegrani wyszli z ukrycia, nie kryli się ze swoimi zamiarami, postanowili zniszczyć każdego kto stanie na ich drodze. Tej porażki nie mogli znieść. Podjudzani przez swoich przywódców partyjnych, nie darowali nikomu, kto stanął na ich drodze. Nie było litości, pobłażania, każdy miał być zniszczony, zarówno młody, stary, kobieta czy mężczyzna. Skutki gniewu pokonanych miało odczuć wiele niewinnych istot. I odczuło.
Senator Jerzy Fedorowicz przebił wszystkich stwierdzeniem, że jak ktoś odejdzie z Platformy i wstąpi do PIS, będzie obłożony anatemą aż do trzeciego pokolenia. Co to znaczy? Nic innego jak działania mafii, która taką groźbę stosowała wobec swoich członków. Po raz pierwszy usłyszałem to w Polsce, jest to wielce niepokojące zjawisko, które zaczyna być stosowane przez ludzi wybranych do rządzenia krajem. To już nie film, to oczywista prawda, która powoli, zaczyna docierać do wyborców, którzy głosowali na partie, z którymi sympatyzują. Wypowiedź senatora, że przechodzący do innej partii ryzykuje życiem swoim, swoich dzieci i wnuków, zaskoczyła wszystkich. Taką wypowiedzią powinny zająć się organa ścigania i prokuratura. Gdy o tym napisałem na FB i przytoczyłem słowa senatora, spotkałem się z wielką nagonką opozycyjnych ludzi na moją osobę. Aby nie być gołosłownym, to trzeba było obejrzeć dzisiejszy program "Woronicza 17" i wypowiedź pana Napieralskiego. Nie oglądaliście tego? Powiem co powiedział: "Ja nie widzę nic złego w tej wypowiedzi". Ręce opadają. Cała opozycja nie chce jasno i stanowczo wypowiedzieć się na ten temat, kluczy, przeinacza, zmienia temat. Do tego przyłączył się również lider Platformy, Grzegorz Schetyna, który męczeńską śmierć księdza Popiełuszki porównał z samobójczą śmiercią niezrównoważonego psychicznie pana Piotra Szczęsnego. Tu śmierć i tu śmierć. Tu męczeńska, pełna tortur, tu samobójcza wskutek zaburzeń umysłu pana Szczęsnego. Odlot lidera opozycji od rzeczywistości, nie wie co mówi, nie wie co robi. Czy to lider ugrupowania, które rości sobie prawo do rządzenia krajem? Z takiego pana, jak pan Schetyna, jak pan Napieralski biorą przykład młodzi ludzie, którzy zaślepieni propagandą TVN-u obrażają później ludzi, którzy inaczej patrzą na świat i inaczej interpretują słowa pana Jerzego Fedorowicza.
Wspaniały był wczorajszy program "Studio Polska", poświęcony pamięci zamordowanego księdza, już błogosławionego Jerzego Popiełuszki. Wspaniałe mowy zaproszonych gości do studia, wspaniała mowa dziennikarza Piotra Semki, który ze ściśniętym gardłem, z którego z trudem wydobywały się słowa, opowiadał o naszym błogosławionym księdzu. Wspaniałe, ale jakżeż wzruszające wspomnienia. Wspaniała lekcja historii, przypomnienie uciekającego czasu, trzydzieści pięć lat minęło, ale my nadal pamiętamy o tym wydarzeniu i pamiętać będziemy. Morderca księdza chodzi na wolności, śmieje się nam w twarz, prowokuje, a wielu niedorosłych i dorosłych młodzieńców wtóruje mu. Wstyd panowie i panie z opozycji, gloryfikujecie samobójczą śmierć człowieka o zaburzeniach umysłu, a wyszydzacie i przechodzicie obojętnie nad śmiercią księdza Jerzego Popiełuszki. Takie porównywanie jest nieuprawnione! 
Odezwał się też pan Tusk, też nie miał kiedy, wybiera takie momenty, w których powinien milczeć i siedzieć cicho. Znów swoimi wypowiedziami podburza swoich sympatyków, którzy natychmiast przystępują do działań na FB i innych portalach społecznościowych. Dałby sobie już ten pan spokój, widzi chyba sondaże jakie zamieszczane są wszędzie i tak ciężko mu zrozumieć, że tu w Polsce (mimo iż ma wielu zwolenników) jego kariera polityczna jest skończona. Mógłby już u schyłku swojej kariery pomóc Polsce, stanąć w jej obronie na forum Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i całej Unii i potwierdzić, że w Polsce jest demokracja, jest praworządność, jest swoboda wypowiedzi słowa. Powinien potępić działania rządów Francji, Hiszpanii, Turcji, tego nie robi, boi się gniewu swoich pracodawców w Niemczech, we Francji, i Unii Europejskiej. Takiego mamy polityka, naszego polityka, Polaka, Kaszuba, którego zapamiętamy na długie lata, a jego niechlubna karta zostanie zapisana w dziejach historii.
Czy warto zastanowić się nad tym co dzieje się w Polsce? Warto i trzeba. Szkoda, że niektórzy nie chcą tego zrobić, liczę jednak, że w porę opamiętają się i w Polsce nastanie społeczny pokój.
(t.m.i.) 

sobota, 19 października 2019

"A MOŻE TU JEST LEPIEJ? (2) " - 19.10.2019. (420)

Cd... z wczorajszego wpisu...
(...)
Zlitował się nade mną lekarz prowadzący, który zaoferował przeniesienie mnie na oddział wewnętrzny, czyli piętro wyżej. Wyraziłem zgodę, dostałem wypis i znów znalazłem się na SOR-ze. Te same pielęgniarki i jak zwykle czekanie na lekarza. Nie ma, może będzie za godzinę, może za dwie. Któż to raczy wiedzieć, pielęgniarki nudzą się, siedzą w swoim pokoiku i plotkują, a ja znów zaczynam walkę o lekarza, tak jak to było dwa dni temu. Znów słowna utarczka, znów nerwy, jestem w pidżamie, nie przebieram się, może mnie przyjmą?
Wreszcie po dwóch godzinach zjawia się lekarka, ta sama pani, która dostała reprymendę przeze mnie. A więc ona jest z wewnętrznego oddziału? Nie bada mnie, od razu zakłada kartę przyjęcia. Trwa to długo, po godzinie jadę na oddział.
Zaskoczenie pełne, ten sam szpital, czy nie ten sam. Korytarz długi i szeroki, czysty, jasny, pokoi dużo, ale widzę dużo w nich wolnych łóżek, brak chorych?
Moja sala duża, tylko cztery łóżka, jest jeszcze miejsce na kolejne dwa. Jest ubikacja w środku, to dobrze, okna duże, czyste, a pod nimi lądowisko dla śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Puste, rzadko, bardzo rzadko ląduje tu śmigłowiec, nie przywozi pacjentów, raczej odwozi do Białegostoku, Łomży, czy do innych miast.
A więc ta młoda lekarka będzie mnie prowadziła i starała się wyleczyć, ale jak tu leczyć, jak nie można postawić diagnozy mojej choroby. Lekarz wykonujący USG jest na miesięcznym urlopie, druga osoba dochodzi co parę dni do szpitala i wykonuje te usługi, pracuje na 1/2 etatu. Kiedy się pojawi? Czy załapię się na badanie?  Zobaczymy. Na razie znów prowadzę wojnę z pielęgniarkami, znów nie chcą powiedzieć jakie leki podają i na co one wpływają. Mają zakaz mówienia o tym? 
Wszystko możliwe. Kręci się taka jedna pielęgniareczka, a raczej modelka, bo blond włosy rozpuszczone do ramion, na głowie we włosach okulary przeciwsłoneczne, czarna szykowna bluzeczka i białe obcisłe spodnie. Buty na wysokiej podeszwie, słychać jej kroki już z daleka. Gdy robi zastrzyk, jej włosy łaskoczą moje ciało, trochę łagodzą ból jaki zadaje mi dyplomowana (chyba) pielęgniarka. 
Godziny i dni upływają, moja walka skupiła się teraz na paniach roznoszących posiłki, a właściwie na śniadaniach i na kolacjach. Ciągle dostaję bułki pszenne, których nie cierpię i ta zupa mleczna. Chcę chleba, a nie bułek, chcę kawę lub herbatę a nie zupę mleczną, ale moje prośby, błagania nie docierają do tych pań, nie docierają do nikogo. Pani dietetyczka, urzędująca gdzieś w podziemiach szpitala, ani raczy zmienić mi jadłospis, ba, nie raczy nawet skontaktować się ze mną. Ustalony przez nią grafik obowiązuje wszędzie i każdego, nawet i mnie, przyjezdnego tymczasowego pacjenta.
W sobotę, a więc w szóstym dniu pobytu w szpitalu nie wytrzymałem, huknąłem donośnym głosem na panie roznoszące posiłki, że te w popłochu uciekły pozostawiając mi śniadanie na stoliku. Bułka i dwa plasterki kiełbasy, przekrojone na pół, aby sprawiały wrażenie, że jest tego dużo. A były takie cieniutkie, że jak bym popatrzył przez nie, to z pewnością zobaczyłbym mój kochany Wrocław.
Nie mogłem wytrzymać, ktoś igrał ze mną, a robiła to chyba dietetyczka tego szpitala. Zastanawiałem się dlaczego trzymają taką panią. Zresztą więcej było uchybień na tym oddziale, droga pożarowa, drzwi prowadzące na klatkę schodową były zamykane przez personel sprzątający, na moje pytanie dlaczego odpowiadały: "Bo pacjenci wychodzą na zewnątrz na papieroska". A co to ich obchodzi, że wychodzą, nie chce im się po nich sprzątać? O stojących na posadzce gaśnicach zastawionych wózkami dla niepełnosprawnych już nawet nie wspominam, szkoda słów. Czy w tym szpitalu nie ma kontroli pod tym względem? Drodzy strażacy, może skontrolujecie ten szpital, o pożar nie trudno, ale trudno będzie się z niego wydostać. Wyleczony, lub zaleczony pacjent zamiast do domu trafi na...
Opuszczałem szpital z mieszanymi uczuciami, o ile oddział wewnętrzny podobał mi się, tak SOR wymaga dużego przemeblowania. Szpitalny Oddział Ratunkowy bez żadnego lekarza? To niepojęte. Niech będzie choć jeden dyżurujący lekarz, który szybko udzieli pierwszej pomocy i stwierdzi czy pacjent nadaje sie do hospitalizacji, czy nie. Taki stan nie może trwać dłużej, Szpital Powiatowy musi mieć sprawnie działający Szpitalny Oddział Ratunkowy.
(t.m.i.)
(Tak jak widzicie nie wszędzie działa dobrze SOR, szpital, izba przyjęć. Szybko zostałem przyjęty na SOR w Piszu, gdzie udzielono mi fachowej pomocy, bez zbędnej zwłoki. Można? Można...Nie tylko we Wrocławiu i Piszu... jest chyba takich miast więcej.)

piątek, 18 października 2019

"A MOŻE TU JEST LEPIEJ?"(1) - 18.10.2019. (419)

Kilka dni wcześniej pisałem jak przyjęty zostałem w szpitalu wojewódzkim we Wrocławiu, ale mało kto z was uwierzył mi, że można być obsłużonym szybko, sprawnie i dobrze. Powiedziałem wówczas, że przedstawię wam inną sytuację jaką przeżyłem, i to zamierzam uczynić dzisiaj. Porównajcie sobie i oceńcie te dwie sytuacje. Nie mówię, że wszędzie jest dobrze, że wszędzie jest źle, ale...
(...) Ze spuchniętą lewą nogą (poniżej kolana) zgłosiłem się do Szpitala Powiatowego w Grajewie, przed godziną dziesiątą. Szpital ładny, przestronny, odnowiony, a właściwie przerobiony, świeci czystością i jasnością, ładnymi korytarzami, jednak z dużą ilością zakamarków - łatwo pobłądzić. Udałem się prosto na SOR, czyli na Szpitalny Odział Ratunkowy szukając tam pomocy i diagnozy mojej chorej nogi. Dotarłem tam i zaczęło się...
Nie ma lekarza, są same pielęgniarki, bodajże trzy, siedzą sobie spokojnie przy kawce w niewielkim pokoiku. Reagują nerwowo na moje prośby o zbadanie mnie przez lekarza, którego nie ma. Odział Ratunkowy, a nie ma lekarza, będzie dopiero po godzinie piętnastej. Boże, to przecież jeszcze cztery godziny czekania, można umrzeć, tu w szpitalu, tu na SOR-ze i nie doczekać się zbadania chorej nogi. Przestałem się dziwić pogłoskom, że ludzie umierają na takich oddziałach, no ale skoro znikąd nie ma pomocy, to takie są później skutki.
Nie rezygnuję, naprzykrzam się, w końcu pielęgniarki kierują mnie do ogólnej rejestracji chorych. Przestronny hol i trzy panie urzędujące za szklaną szybą, obsługuje jednak tylko jedna, pozostałe wpatrzone w ekran komputera coś tam piszą. Dobrze, że nie ma ludzi (moje zdziwienie), szybko spisuje moje dane, nie zapominając o pytaniu :"co ja tu robię". Nie wiem czy panią rejestratorkę usatysfakcjonowała odpowiedź, że jestem na wakacjach, skierowała mnie jednak do chirurga, który przyjmował kilka metrów dalej. Poszedłem. Pokazałem chorą nogę, podałem liczne historie moich chorób (może coś znajdzie na moją nogę) i cierpliwie czekałem.
Niemłody już chirurg z daleka spojrzał na nogę i skierował mnie do lekarza rodzinnego, który ma mnie leczyć, który wykona stosowne badania, Na moje wypisy z innych szpitali nawet nie spojrzał, nie chciało mu się rozwiązywać dość opasłej teczki. Próbowałem dyskutować, ale nie miałem żadnych szans. "Pójdzie pan do rodzinnego i wszystko załatwi, ja tu niczego nie widzę." Nawet nie dotknął mojej nogi, widać polegał na swoim sokolim wzroku.
Rad nie rad, wróciłem na feralny SOR. Znów utarczki słowne z pielęgniarkami, znów bez rezultatu.. "Lekarz będzie o godzinie piętnastej? - tylko te słowa słyszałem.
O godzinie czternastej przebadała, a raczej porozmawiała ze mną lekarka z oddziału wewnętrznego, która znalazła się przypadkowo na SOR-ze. Za ten wyczyn, młoda lekarka została skarcona przez kierowniczkę SOR-u. Przeprosiłem młodą lekarkę za to zajście, czy poprawiło to jej humor? Nie wiem, ale powiem wyprzedzając fakty, że owa "skarcona" lekarka leczyła mnie później na oddziale wewnętrznym grajewskiego szpitala.
Póki co czekałem na lekarza dyżurnego, który zjawił się około godziny 17-tej. Byłem u kresu sił, samochód, który mnie przywiózł odesłałem i tak nadużyłem zaufania sąsiadki, która mnie tu przywiozła i czekała tyle czasu na finał mojego badania.
Dyżurujący lekarz nie poradził sobie (był to emerytowany lekarz, który dorabiał sobie dyżurami, a który spóźnił się prawie dwie godziny) i na pomoc wezwał kolegę z oddziału chirurgicznego. Znów oględziny, znów badanie, a mnie zaczyna brakować tlenu. Poprosiłem o niego! Wielce zdziwiona pielęgniarka moją prośbą, założyła na mój palec "pulsometr", który pokazał 90% tlenu w moim organizmie. "Wszystko w normie" - zawyrokowała, ale na moją usilną prośbę podała mi tlen ze stojącej dużej butli, przypominającą butlę z acetylenem, potrzebną dla spawaczy. Szkoda, że pani pielęgniarka nie zna mojej choroby, gdyby ją znała, wiedziałaby, że mnie podaje się tlen przy wskaźniku 95% na pulsometrze. Nie wnikajmy już w to, po medytacjach dwóch lekarzy zostałem skierowany na oddział chirurgiczny, celem leczenia nogi.
Wejście na wspomniany oddział i jego widok, o mało co nie zwalił mnie z nóg. Korytarz wąski, ciasny, ciemny (mimo oświetlenia) po podłodze przeplatają się jakieś kable, węże, rury. Moja sala fatalna, tylko dwa łóżka, a przejście do okna obok nich tak małe, że ktoś potężniejszej budowy ciała, miałby trudności z dostaniem się do łóżka stojącego przy oknie. Nie ma dzwonka alarmowego, nie ma tlenu, nie ma ubikacji. Owszem, jest ubikacja, mieści się na końcu korytarza zawiera dwie kabiny i dwie umywalki. Nie ma pisuaru, a mężczyzn i kobiet dużo, czy te dwie kabiny wystarczą dla tylu pacjentów?
Pielęgniarki jak zwykle nieprzystępne, opryskliwe, nie odpowiadające na moje pytania dotyczące leków, wysyłają do lekarza. Szlag by to trafił, przecież ja nie znam lekarza prowadzącego mnie, a lekarstwa przyjmuję, chcę wiedzieć co mi podają.
Pierwszy dzień minął mi na szukaniu tlenu, znalazłem go w gabinecie zabiegowym. Zaczynam pobierać życiodajny gaz, ale co chwilę muszę przerywać, gdyż odbywa się planowy opatrunek.
Wychodzę, przychodzę, kręcę się po korytarzu, sali. Znikąd pomocy. Starsza pielęgniarka (czy ona nie powinna być na emeryturze?) tak zakłada mi weflon, że moja ręka przedstawia jedną wielką  ranę. Nie może wkłuć się w żyłę, a przecież one u mnie są na wierzchu, aż niektórzy dziwią się, że mam takie duże żyły. Nie dla tej pielęgniarki. Biorę antybiotyk, nie znam nazwy, nie wiem na co działa, pielęgniarki nie wiedzą, ledwo wymawiają jego nazwę. Coraz mniej mi się tu podoba. Z nogą nic nie robią, ani prześwietlenia, ani USG. Dokąd to będzie trwało?
We wtorek, a więc na drugi dzień, ordynator oddziału wypisuje mnie do domu, tak bez niczego, tak sobie, myśli, że ja jestem z Grajewa. Panie ordynatorze, ja mam daleko do domu, nie można mnie wypisać tak sobie, o której godzinie panu się podoba. Czym ja dostanę się do domu? Samolotem? Ordynator zaoferował swoje usługi jako prywatny kierowca, oczywiście odwiezie mnie, ale prywatnie i prywatnym samochodem. Dodatkowy zarobek lekarza? Autobusu nie ma, pociągu też... (...)
(Na razie przerwę, jutro dokończenie artykułu, trochę jest tego pisania i nie chciałbym was zanudzić, ale już na podstawie tego można wyrobić sobie jako takie zdanie na temat tego i innych szpitali, które na pewno znacie, być może z własnego doświadczenia) 
(t.m.i.)

czwartek, 17 października 2019

" W ODPOWIEDZI NIEKTÓRYM..." 17.10.2019. (418)

Czytają ludzie moje artykuliki, odpisują na nie, dyskutują i jak zwykle bywa w takich przypadkach, obrażają mnie, a niekiedy i innych, którzy podzielają moje zdanie, moje poglądy. Wydaje się co niektórym, że im wszystko wolno, że na wszystko mają patent, że "pozjadali" wszystkie rozumy, jak to powszechnie się mówi i tylko oni mają rację i tylko ich należy słuchać.
Kilka dni temu odbyły się wybory, dyskusja trwa nadal, jedni do drugich mają pretensje, a ja dziwię się, bo nie rozumiem o co! Niektórzy mają pretensje do tych co mieszkają poza granicami kraju, że biorą udział w wyborach, że mieszają się w sprawy tych, którzy siedzą na swoich włościach w Warszawie, Poznaniu, czy gdzieś na dalekim zadupiu. Z kolei ci co wyjechali, oburzają się na tych pierwszych, że nie mają prawa dyskredytować tych co opuścili nasz kraj, bo niby dlaczego nie mają głosować, skoro są Polakami i mają konstytucyjnie zagwarantowane prawo głosu. No właśnie, dlaczego nie mają głosować?
Może za rok wrócą, może za dwa, albo trzy, może się zdarzyć, że w ogóle nie wrócą? Czy takim ludziom mamy odbierać prawo wyborcze? Dlaczego? Czy to inna nacja? Czym się różnią od nas. A dlaczego mamy odbierać im głos, skoro mają tutaj rodzinę, znajomych, przyjaciół. Kto nam dał takie prawo decydowania o tym. Prym w tym wiodą ludzie z dużych miast, którzy nagle, ni stąd ni zowąd, stali się jakimiś ważnymi osobistościami, wyrażając i narzucając wolę innym. Zaglądam nieraz w życiorysy takich ludzi (na tyle na ile pozwala FB) i dowiaduję się, że nie są takimi panami, za jakich się podają, są zwykłymi prostymi ludźmi pochodzącymi często z zapadłych wiosek, lub malutkich miejscowości. Wyjechali do miasta, rodzice ich urządzili, stali się przysłowiowymi "słoikami", wpadli w nurt życia w wielkim mieście, zapomnieli o pochodzeniu, swojej miejscowości, znajomych, niekiedy i o swojej rodzinie. W wykupionych za krwawicę rodziców mieszkaniach, przyjmują rdzennych mieszkańców, którzy za pośrednictwem swoich rodziców coś znaczą w elicie sędziów, prokuratorów, adwokatów. Nie skalali się żadną pracą, żyją z dnia na dzień, zmieniają jak rękawiczki nie tylko miejsca w kawiarniach, czy restauracjach, ale także znajomych. Przyjaciół nie mają i nigdy ich mieć nie będą, bo w takiej grupie nie ma na tego rodzaju sentymenty miejsca. Tu jest twarda walka o miejsce w hierarchii, o miejsce w szeregu, tu trzeba walczyć. czym więcej krzyczysz, czym więcej obrażasz władzę i zwykłych poczciwych ludzi, tym więcej w ich mniemaniu znaczysz. Daleko masz takich ludzi, którzy wyjechali z ojczyzny z różnych powodów, gardzisz nimi i poniżasz, a czym boleśniej to robisz, tym większy poklask uzyskujesz wśród swoich kumpli. Kopiesz ich, szydzisz, a tak naprawdę niczym się od nie różnisz, mama i tata dali ci to, czego oni nie mają, czego teraz muszą się dorabiać z daleka od kraju i z utęsknieniem czekają na powrót do swoich bliskich. Czy wrócą? Jedni tak, drudzy nie i to jest normalne, prawidłowe, bo każdy ma prawo robić to, na co ma ochotę. Ale są pewne granice, których niektórzy nie przekraczają i nie chcą jej przekraczać. Dla innych nie ma tego, nie ma zakazu, wszak to jest inna elita, inna grupa, samozwańcza bo samozwańcza, ale elita. Im wolno wszystko, obrażać, wyzywać innych, lżyć i kopać leżącego, nie pozwalając mu na obronę. Gdy to próbują robić, wywalają ich ze swoich grup społecznościowych, niszczą na FB, śmiejąc się przy tym od ucha do ucha. Mają przednią zabawę. Masz robić to co oni, należeć do tego a nie innego ugrupowania, albo won z kraju. Taką "wyhodowaliśmy" sobie młodzież, takich mamy następców, z takimi przyjdzie nam obcować. Szkoda mi takich ludzi, bo życie ich nic nie nauczyło, oni nic nie umieją, nic nie rozumieją, a dać im tekst do przeczytania, to czytają tylko to, co chcą, co dla nich jest wygodne, co im jest potrzebne. Później mając w zanadrzu dwa wyrwane słowa, sieją zamęt i zgorszenie, poniżając daną osobę. Ataki są wściekłe i zajadłe, poczytajcie, posłuchajcie takich ludzi, a zobaczycie prawdziwy obraz przeciętnego Polaka. I kim my mamy się szczycić, no kim? Dobrze, że mamy jeszcze garstkę ludzi, którzy godnie nas reprezentują na arenie międzynarodowej, zmieniając nasze "paskudne" obrazki, w jeden przyzwoity duży obraz. Walka trwa i trwać będzie, bo jest podsycana przez ludzi łaknących władzy, którzy zrobią wszystko, aby ponownie po nią sięgnąć. Głupota ludzka nie ma granic, dawniej to pojęcie nieznane, teraz widoczne wszędzie i niestety stosowane wszędzie. Brak honoru, przyzwoitości, szacunku dla innych, powoduje skrajny podział wśród nas. Czy tego chcieli nasi ojcowie? Nasi bohaterowie, którzy oddawali życie za nas, bo chcieli abyśmy byli tacy jak oni? Nie staliśmy się tacy, nie szanujemy ich życia, depczemy ich szczątki wyśmiewając ich czyny. Czy przyjdzie nam kiedyś zapłacić za to? Z pewnością tak, będziemy chcieli nawrócić się, ale dla wielu będzie na to za późno. Zginiemy marnie w zapomnieniu, nikt o nas nie wspomni, tak jak i my nie wspominamy ich. (t.m.i) 

TEN NIESAMOWITY KLAREMBACH" - 30.11.2020. (551)

Niesamowity jest pan redaktor Adrian Klarembach, każdy mógł się przekonać dzisiaj oglądając program "Minęła ósma", gdy obnażył wsz...