Premiera Mateusza Morawieckiego wszyscy znamy, nie wszyscy jednak go lubimy. Nie trzeba z tego robić tragedii, to normalna rzecz, jednych premierów kochamy i lubimy, drugich nie. Morawiecki jest jak piłkarz, który zmienił kolejny klub, kolejną drużynę, wiemy gdzie wcześniej był i co robił. Czy mamy mu to za złe? Jedni tak, drudzy nie, ja zaliczam się do tych drugich i nie ukrywam tego, nie wieszam na nim żadnych "łatek", jak to robią niektórzy, ukrywając swą tożsamość pod różnymi zmyślonymi pseudonimami. Tchórze, tyle o nich mogę powiedzieć, tyle napisać.
Był bankierem, był doradcą w rządzie Tuska, teraz przewodzi rządowi spod znaku Prawa i Sprawiedliwości, czy tak można przeobrazić się?
Dawno, dawno temu, grałem w piłkę nożną, byłem bramkarzem. Kiedy już zacząłem osiągać liczne sukcesy, zauważył mnie pewien klub i po prostu, tak zwyczajnie kupił mnie. Musiałem pożegnać kolegów, działaczy, trenerów, kibiców i wyjechać do innego miasta i zasilić inną drużynę. Nie było to łatwe, człowiek zżywa się z otoczeniem, z ludźmi, teraz musi pozostawić cząstkę swojego siebie tutaj, a z resztą udać się w nieznane. Boleśnie przeżyłem rozstanie, ale czas wszystko zaciera, zaciera ból, rozpacz, wspomnienia. U mnie jednak nie zatarł, bo w niedługim czasie było mi dane spotkać się z moją drużyną i zagrać przeciwko niej, w moim nowym mieście. Nie wiedziałem co począć, wspomnienia odżyły na nowo, twarze kolegów stanęły mi przed oczami. Ja mam grać przeciwko nim? Przecież to koledzy, znajomi, nawet bardzo bliscy, czy dam radę zagrać przeciwko nim, tak jak w każdym innym meczu? Czy wykrzesam tyle sił z siebie, by stanąć w swojej "świątyni" i bronić honoru nowej drużyny?
- Trenerze, nie chcę grać w tym meczu - oświadczyłem trenerowi. Byłem pewny, że przyjmie moją rezygnację, ale stało się inaczej. Bez słowa wyjaśnienia czy zapytania, wystawił mnie na zbliżający się mecz. Nie pytał o przyczyny mojej rezygnacji, powiedział swoje a ja wykonałem to. Zagrałem, broniłem dzielnie swojej bramki, broniłem drużyny w której obecnie gram i wygrałem. Widziałem wściekłość w oczach moich dawnych kolegów, którzy byli bezradni w tym meczu. Nie wskórali nic. A ja? Czy coś wskórałem, coś osiągnąłem?
Po meczu trener spytał mnie: "Dlaczego nie chciałeś grać?". Trenerze, bardzo chciałem grać, bo chciałem udowodnić pewne rzeczy poprzednim kolegom i działaczom, ale z drugiej strony strasznie bałem się, że popełnię jakiś mały drobny, banalny błąd, którzy zniweczy moje wysiłki, zniweczy moją karierę. Bramkarz broni w nieprawdopodobnych sytuacjach, zadziwia kibiców, ale zdarzają mu się błędy i niekiedy przepuszcza do bramki tak zwane "szmaty", które niekiedy wywołują na ustach ludzi śmiech, a niekiedy wielki gniew. Tego się obawiałem, tej "szmaty", która może mi się przytrafić i zniweczyć cały mój wysiłek jaki włożyłem w zwycięstwo tej drużyny.
Takie przypadki zdarzają się i premierowi, ma swoje "wpadki", ma swoje "szmaty", które musi wziąć na swoje barki i odeprzeć zajadłe ataki opozycji. Premierowi też nie było i nie jest przyjemnie, gdy bezpardonowo atakowany jest za jakieś błędy, które popełnił wcześniej, które popełnia teraz. Czy wskażecie mi człowieka, który nie popełnia błędów? Czy wy nigdy tego nie doświadczyliście? Ale opozycja nie odpuszcza, jest bezwzględna, krwiożercza, żądna nie tylko upokorzenia ale i natychmiastowej władzy. Podziwiam naszego premiera Morawieckiego za odporność, za wolę walki, za dobre prowadzenie naszego kraju. Broni tak jak ja broniłem swojej świątyni, swojej Polski, swojego ludu. Wierzę, mam pewność, że zwycięży w tym "meczu", bo wiem, że znalazł się w nowej drużynie, z którą wygra lepsze jutro dla nas! (t.m.i.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz