To pytanie zadała mi dzisiaj, pewna moja znajoma i wcale się tym pytaniem nie zdziwiłem. Wiele czytałem na temat funkcjonowania orzeczników, zarówno tych z ZUS-u jak i tych z MOPS-u i nigdy nie doczytałem się pozytywnych opiń panów i pań lekarzy orzeczników. Wiele skarg, wiele pytań ciągle słyszałem, ale nigdy tak dokładnie nie wiedziałem jak to wszystko funkcjonuje. Do dzisiaj, bo właśnie rano, sąsiadka i dobra znajoma przedstawiła mi funkcjonowanie tej instytucji. Moja rozmówczyni stara się o wydanie orzeczenia o niepełnosprawności ze znacznym stopniem, ale nie udaje się jej tego osiągnąć. Ciągle otrzymuje orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, a o tym decyduje jeden jedyny punkt w orzeczeniu. Tym punktem jest punkt nr. 7, który mówi, że chory wymaga opieki drugiej osoby. Wszystkie pozostałe, jak i poprzednie punkty są korzystne dla mojej sąsiadki, tylko tego feralnego punktu moja pani nie może otrzymać. Choruje na cztery (stwierdzone) poważne choroby, leczy się w specjalistycznych poradniach, przechodzi cykliczne zabiegi chirurgiczne, planowo przebywa na szpitalnych oddziałach, gdzie jest na kilkudniowych obserwacjach, po czym zaleczona, ale nie wyleczona wraca do domu, by tu dalej wegetować. Pięciokrotnie składała wniosek o wydanie potrzebnego orzeczenia, i tylko raz udało się jej takowy otrzymać. Radość nie trwała długo, bo po roku zmieniono jej orzeczenie i pozostaje do dzisiaj na orzeczeniu o umiarkowanej niepełnosprawności. Z czystej ciekawości zapytałem jak takie badanie wygląda, chciałem wiedzieć, bo może to jakieś specjalistyczne badania, których nawet renomowany szpital nie przeprowadza?
Nic z tych rzeczy, badanie trwa tyle samo minut co badanie u lekarza rodzinnego, a nawet jeszcze krócej. Pan doktor, albo pani doktor, czyta w skupieniu ostatni wypis ze szpitala, obsłucha pacjenta, zmierzy ciśnienie, każe się ubrać i po badaniu. Na swojej karcie coś wpisze i idziesz pacjencie do kolejnego pokoju, gdzie siedzi pani od spraw socjalnych. O, tutaj już wizyta trwa dłużej. Pani od spraw socjalnych wypytuje się szczegółowo o dzienny rozkład życia chorego, co robi, gdzie chodzi, czy sam je, czy sam się myje, sam kąpie, czy chodzi po zakupy i wiele, wiele innych drobiazgów (?) z życia każdego człowieka. Niby to głupie, błahe a jednak pani socjalnej potrzebne. Później zbiera się komisja najczęściej trzy osobowa - dochodzi tylko przewodniczący - i orzekają. Ten ma taką niesprawność, tamten taką. Wszystko chyba na chybił trafił. Moja sąsiadka nigdy nie może dostać wyższego orzeczenia, a przecież nic sama nie może zrobić. Mieszka na czwartym piętrze, bez windy, nie wychodzi na podwórko w ogóle, bo później nie może wejść (72 lata) po schodach (kręte, wysokie, stare budownictwo) do swojego mieszkania. W rozmowie telefonicznej z nią, jedna pani z MOPS-u powiedziała, że jak może jeść sama, to nie potrzebuje pomocy, a zakupy raz w tygodniu może jej zrobić sąsiadka, albo sąsiad. Nie wspomniała o pomocy podczas kąpieli, może by poradziła aby, moja sąsiadka nie kąpała się w ogóle?
Przykro mi było słuchać tej pani, nawet nie wiedziałem, że tacy ludzie pracują w MOPS-ie i są orzecznikami. Przecież ta pani nie chce żadnej pomocy z tej instytucji w postaci zapomogi pieniężnej, czy materialnej. Chce się po prostu zamienić na inne mieszkanie, na niższym piętrze, aby wreszcie mogła wyjść na powietrze, na spacer do parku. Aby jednak to otrzymać, musi mieć wyższe orzeczenie niepełnosprawności, bez tego Wydział Komunalny nie przyzna jej innego mieszkania. Zastanawiam się dlaczego są takie rygorystyczne przepisy, dwa Urzędy w jednym mieście nie mogą dojść do porozumienia. MOPS odmawia orzeczenia, Wydział Gospodarki Mieszkaniowej odmawia zamiany mieszkania. Błędne koło. Czy ktoś je przerwie? Czy ktoś pójdzie po rozum do głowy i rozstrzygnie tę sprawę po myśli chorej pani? Chory układ, chorzy ludzie i chyba trzeba dodać, chore państwo!! (t.m.i.)
(Jeżeli chory będzie leżący, nie mogący chodzić, to po co mu zamiana mieszkania? Tak interpretują orzecznicy, wydają orzeczenia tylko gdy nie możesz chodzić. Nadmienię, że po powrocie ze szpitala, czy z badania, pani musi być wnoszona na krzesełku do mieszkania przez służby medyczne. Paranoja)
(Jeżeli chory będzie leżący, nie mogący chodzić, to po co mu zamiana mieszkania? Tak interpretują orzecznicy, wydają orzeczenia tylko gdy nie możesz chodzić. Nadmienię, że po powrocie ze szpitala, czy z badania, pani musi być wnoszona na krzesełku do mieszkania przez służby medyczne. Paranoja)