...w służbie zdrowia, w Wojewódzkim szpitalu przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu. Zaczęło się jednak niezbyt obiecująco, bo... Jak zwykle było do tej pory, chciałem zamówić Transport Sanitarny na przewóz mnie do wspomnianego szpitala na badania, lecz odmówiono mi. Pani dyspozytorka oświadczyła, że zlecenie na przewóz wystawia specjalista, a nie lekarz rodzinny, a po drugie taki transport należy mi się raz na dwa lata. Powtarzam, aby wszyscy zrozumieli: "Raz na dwa lata", komentarz chyba zbyteczny. Nie udało mi się jej przekonać, musiałem zrezygnować z transportu państwowego (na który płacę podatki) i pojechać prywatnym, co uczyniłem. Teraz opiszę krok po kroku, czynność za czynnością jaką wykonałem, będzie to trochę przydługie, ale aby dać pełny obraz muszę tak zrobić.
W głównym holu, dużo ludzi do rejestracji, ale jest kilka okienek, idę dalej, mam skierowanie na USG serca więc udaję się do pracowni. Zaskoczenie, ani jednej osoby, spojrzałem pytająco na żonę (jest ze mną i też bada się) zamknięte dzisiaj, zdawał się mówić mój wzrok. Żona zapukała, drzwi otworzyły się i ... Badanie trwa około trzydziestu minut, łącznie z rozbieraniem się i czekaniem na wynik. Poszło szybko, następne badanie mieliśmy tuż obok, w pracowni EKG. Zastanawiałem się po co EKG, skoro mam USG, no ale skoro lekarz kazał...
Też pustki, ale gabinet nieczynny, przerwa, nie ma kartki, powiedział to nam wychodzący pacjent z gabinetu. Pewnie kawka będzie, zażartowała moja żona, a ja spojrzałem na zegarek. Dwadzieścia po jedenastej. Poczekamy - postanowiłem. Ledwo usiadłem na krzesełku, pielęgniarz przyprowadził pod drzwi pokoju siedmiu pacjentów z oddziału urologicznego na badanie EKG. Wiedziałem co się stanie, będzie trzeba czekać, a ja przecież mam jeszcze tyle badań. Pani pielęgniarka zaczęła obsługiwać, nie wytrzymałem, wtrąciłem swoje zdanie, zaczęła się sprzeczka, a ja tylko chciałem, aby badanie trwało inaczej. Raz pacjent wchodzi, raz osoba "cywilna" czyli ja. Udało się, choć nie bez oporu samych pacjentów i pani obsługującej EKG. Zastanawiałem się gdzie tak spieszą się ci pacjenci, do swojego ciepłego łóżeczka, na pogaduszki z kumplami na sali? (zaznaczam, że wszyscy chodzący, uśmiechnięci) Zrobiłem to badanie, nie trwało długo więc udałem się do lekarza na wizytę w przychodni. Tu obowiązują numerki, zdążyłem, mój jeszcze nie wyczytano, byłem następny.
W gabinecie brak mojej prowadzącej lekarki, jest jakaś nowa, młoda, stażystka? Nie, pracuje już od pięciu lat w szpitalu, przymierza się do pracy w przychodni. Rozpoczyna badanie, które przebiega dobrze, szybko i tak, jakby to prowadziła moja lekarka, nie może jednak podjąć żadnej decyzji w sprawie leczenia, to należy do kompetencji mojej lekarki. Przyszła pani doktor, w skrócie streściłem to co powiedziałem pierwszej lekarce, obie panie porozmawiały i prowadząca pani doktor zaleciła leczenie. Jak na złość w tym momencie "zawiesił" się komputer, nic nie można napisać, stanęliśmy w martwym punkcie. Na szczęście awaria nie trwała długo. Ktoś kiedyś powiedział, że lekarze mają dużo papierkowej roboty, przyjrzałem się temu. Pani doktor zapisywała wszystko na komputerze, moja koperta chorobowa leżała nieruszona na stole, nic nie wpisywała pani doktór, no bo i po co, skoro uwiecznione jest wszystko w komputerze. Pamiętacie dawne wizyty, lekarz nie wypełniał papierków? Ależ wypełniał, cały wywiad chorobowy, wszystkie leki, wszystkie diagnozy wpisywał ręcznie piórem, czy długopisem na karcie chorobowej i chował to do wspomnianej koperty. Teraz robi to szybciej na komputerze, do koperty nic nie chowa, chyba, że jakieś wyniki badań, z których dyżurująca pielęgniarka robi ksero. Żona i ja dostaliśmy skierowania, żona na SOR, ja do innego specjalisty.
Na SOR tylko trzy, cztery osoby, tak mało? Reszta umarła czekając na przyjęcie? Nie do wiary! SOR jednak nie przyjął żony, skierował prosto na oddział, znów więc powrót do szpitala i jazda windą na odział angiologiczny. Pierwszy raz znalazłem się tutaj, cisza, spokój, w holu głównym wyłączone światła, panuje półmrok, nie ma ludzi. Lekarze dyżurni szybko uwinęli się z nami, (żona miała skierowanie do szpitala), zrobiono USG nóg, założono opatrunki i odesłano do domu. Bogu dzięki, a już się martwiłem. Mnie również zrobiono USG, przepisano stosowne leki i odesłano do domu. Odetchnąłem z ulgą, nawet usiadłem sobie w pustym holu oddziału angiologicznego na krzesełku i przeglądałem lekarskie dokumenty. Nie wierzyłem, że wszystko udało mi się załatwić w jednym dniu, w ciągu kilku godzin... Dochodziła piętnasta...Personel szpitalny opuszcza swoje miejsce pracy, ja też wolnym krokiem ruszyłem do domu. (t.m.i.)
(Wygląda to na nieprawdopodobną sytuację, ale kto nie wierzy niech się skontaktuje ze mną, pokażę mu wszystkie dokumenty które udało mi się załatwić w dniu wczorajszym. Ile więc jest prawdy w stwierdzeniach opozycji, że ludzie umierają na sorach? Zdarzają się takie przypadki, nie neguję tego, bo to zdarza się w domu, w parku na ulicy. Szczęśliwy miałem wczorajszy dzień, niebawem opiszę wam jak przyjęto mnie w szpitalu w Grajewie i jak potraktowano. Zobaczycie różnicę i to bardzo dużą)