Obserwatorzy

piątek, 12 kwietnia 2019

"TEN WSTRĘTNY PIS" - 12.04.2019. (343)

Strajk nauczycieli trwa, ludzie komentują, piszą, rozmawiają. Różne wypowiedzi ukazują się na portalach społecznościowych, można zaobserwować kto i co pisze, można poznać człowieka po wpisie i ocenić go, podumać, zapamiętać lub zapomnieć o nim szybko. Zdziwiony byłem wieloma wypowiedziami moich znajomych, nawet tych bardzo bliskich. Czy warto pisać o nich, nie wiem, napiszę tylko ogólnie i to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Mój stosunek do tego strajku znacie, jestem przeciwny formie jaką obrali nauczyciele, aby osiągnąć swoje cele. Czy aby wywalczyć coś dla siebie trzeba poświęcać dobro dziecka i jego rodzica? Nie można było tego ominąć? 
Gdy przywoływałem za wzór nauczycieli starszych, ba nawet jeszcze z poprzedniego wieku (oni mnie uczyli), zostawałem wyśmiewany przez ludzi młodych, którzy obrażali mnie słownie, a którzy dopominali się wysokich apanaży dla swoich nauczycieli. Tylko pieniądze wchodziły w grę, nie postawa, nie wiedza, ale pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Z pogardą o mnie mówili, ale gdy delikatnie spytałem o ich wiedzę szybko znikali z mojej strony społecznej, lub usuwali swój wpis. Na bakier byli z wiedzą. 
Zapytałem jedną z moich znajomych: "Dlaczego tak krytykujesz wszystko co PIS robi dla oświaty?". 
Odpowiedz była jedna: "Nie lubię tego wstrętnego PIS-u."
"A co dała ci Platforma?". - "Nic, ale dlatego że przez ten wstrętny PIS, Platforma nie może rządzić! Niedługo mi da, jeszcze trochę tylko czasu potrzeba na to". 
Na nic zdały się moje argumenty, znajoma nie przyjmowała ich, choć zbytnio nie nastawałem na pedagogów, bardziej krytykowałem przepisy i przywileje, ale moja rozmówczyni takiego czegoś nie przyjmowała. Strajk i ani kroku w tył. Znam to powiedzenie i wiem skąd.
Wrócę do siebie, tym razem opiszę moją sytuację. Mój ojciec był przedwojennym nauczycielem, uczył w małej miejscowości w dawnym województwie kieleckim, w latach sześćdziesiątych odwiedziłem tę miejscowość i oczywiście szkołę, rozmawiałem z ludźmi pamiętającymi mojego ojca. Z uznaniem i wielkim szacunkiem mówiono o nim, było mi bardzo miło na duszy, gdy słyszałem ich słowa. Nakreślili mi opis nie tylko mojego ojca, ale obraz ówczesnego pedagoga, nauczyciela cudzych dzieci. Nakreślili i przybliżyli mi wiedzę o tamtych nauczycielach, ich pracę ich problemy. Był szacunek, był podziw, był też i strach. Gdy ja chodziłem do szkoły- już po wojnie - miałem wielki szacunek dla nauczycieli, podziwiałem ich, lubiłem, ale i niekiedy strasznie się bałem. Do dzisiaj pamiętam razy uderzeń kijem po dłoniach, do dzisiaj pamiętam ból moich uszu, kiedy twarda ręka nauczyciela ciągnęła je. Bolało, ale pamiętam zasady jakie wpajali we mnie nauczyciele tamtego okresu, zasady, które stosuję do dzisiejszego dnia.
W późniejszym okresie (szkoła średnia) nauczyciele zmienili się diametralnie, bicie zastąpiono rozmową, nauce stworzono nowe ramy, jakość nauczania wyraźnie wzrosła, a my z wielką ochotą chłonęliśmy to, co nam przekazywali nauczyciele. Nadal mieliśmy wielki szacunek do nich, lubiliśmy ich, a oni lubili nas, tworzyliśmy jedną szkolną rodzinę, choć od razu muszę powiedzieć, że były wyjątki. O ile w szkole współpraca nauczyciel - uczeń układała się dobrze, o tyle w internacie (tam mieszkałem) były już duże kłopoty. Dużo uczniów, mało wychowawców, każdy uczeń, to inny typ człowieka, inny charakter, inna osobowość. Konflikty pomiędzy uczniami wisiały w powietrzu codziennie, a niezbyt wyszkolona, dobrana kadra internatowych pedagogów, nie zawsze umiała i chciała uporać się z tym problemem. Muszę stwierdzić, że o ile kadra pedagogiczna była świetnie przygotowana, umiejąca przekazywać swoje wiadomości uczniom, tak kadra wychowawcza stanowiła zlepek ludzi nieodpowiednich na danych stanowiskach. Mnożyły się więc konflikty na linii uczeń - wychowawca. Całe szczęście, że w moim internacie obeszło się bez wielkich konfliktów.
Pamiętam moich belfrów znakomicie, pamiętam jak zawzięcie walczyli o każdego ucznia, aby wypromować go do dalszej nauki, aby poszedł na studia, aby wychowawca z uśmiechem mógł przyjmować gratulacje od dyrektora i kuratora słowa podzięki za umieszczenie swojego wychowanka/ków na studenckiej liście najlepszych Politechnik i Uniwersytetów. Dużo słyszałem rozmów pomiędzy nauczycielami, jak rozmawiali o swoich dawnych uczniach, którzy zdobywali szlify na wyższych uczelniach. Biła od nich autentyczna radość i zadowolenie. Cieszyli się wszyscy, nawet i my - uczniowie.
Z przykrością patrzę na dzisiejszą szkołę, na dzisiejszych uczniów, teraz nie będę pisał, ale od tematu nie uciekam, powrócę do niego. (t.m.i.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TEN NIESAMOWITY KLAREMBACH" - 30.11.2020. (551)

Niesamowity jest pan redaktor Adrian Klarembach, każdy mógł się przekonać dzisiaj oglądając program "Minęła ósma", gdy obnażył wsz...