Obserwatorzy

poniedziałek, 14 października 2019

"DLA KOGO RADOŚĆ, DLA KOGO SMUTEK?' - 14.10.2019. (415)

No i wszystko jasne, no prawie jasne, bo wątpię aby coś znacząco się zmieniło w liczeniu głosów. Wygrało Prawo i Sprawiedliwość, to było do przewidzenia (jednak nie dla wszystkich), zastanawiano się tylko nad rozmiarem wygranej. JEST SAMODZIELNA WIĘKSZOŚĆ, można rządzić drugą kadencję.
Kiedy dzisiaj rano wszedłem na strony FB, zdębiałem, po prostu nie wierzyłem, że niektórzy tak przeżywają porażkę Platformy Obywatelskiej. Po prostu rozpacz, płacz i zgrzytanie zębów, pakowanie walizek i zamawianie biletów. Jak to dobrze, że prezydent Trump zniósł wizy do swojego kraju, bo cóż by zrobili ci zrozpaczeni członkowie PO. Teraz mają swobodę wyjazdu, dobry ten wujek zza oceanu, wiedział, kiedy to zrobić.
Przedziwny lament usłyszałem na FB, czy faktycznie tak źle jest w kraju, że nagle tyle ludzi chce wyjechać na obczyznę? Czy tutaj biją i katują ludzi? Zabraniają żyć? Czytając wpisy, odniosłem wrażenie, że tak jest, nie mogłem uwierzyć, a przecież codziennie widzę ludzi, codziennie z nimi rozmawiam, chodzę po ulicach i jakoś nijak mi nie pasuje to do tego platformerskiego lamentu. A cholera z nimi, machnąłem ręką, niech jadą, niech zabierają manatki i jadą do wujka za ocean, albo do dobrej cioci Merkel, do której mają znacznie bliżej. Może tam zaznają szczęścia, może tam będą się byczyć na kalifornijskich plażach, lub pobierać niemieckie dotacje dla uchodźców. Piękna perspektywa nadchodzącego życia, więc zawiedziony wyborco, nie marnuj tej szansy i jedź. Poradzimy sobie bez ciebie, bądź pewny, że nie będziemy za tobą płakać.
Zanim jednak pojedziesz, czy też wyjedziesz, spójrz na mapę Polski, tam nie ma miejsca na Platformę Obywatelka, wszędzie PIS i PIS, a w demokracji trzeba uszanować wolę większości. Rządy nieudaczników definitywnie zakończyły się, PIS znów samodzielnie zacznie kierować Rzeczpospolitą, a my jego wyborcy pomożemy mu w tym. Prawie połowa Polaków oddała głos na tę partię, więc też bierze poniekąd odpowiedzialność za rząd, nie chcemy aby Platforma patrzyła im na ręce, my to lepiej zrobimy, bo mamy do tego mandat.
Wiele można jeszcze pisać, ale czy warto, skoro opozycja poza biadoleniem, Bóg wie na co, nie ma nic do powiedzenia. Teraz powinni zdać sobie sprawę dlaczego tak szybko i bezpowrotnie stracili władzę, ale czy uczynią to? Nic nie wskazuje na to, nadal odgryzają się jak mogą, nadal mają "kosmiczne" plany jak tu odsunąć PIS od władzy. Czy nie pora aby pofolgować i zacząć współpracę z PRAWEM I SPRAWIEDLIWOŚCIĄ?  
(Ciężko pisać tak na gorąco, gdy człowiek ma przed oczami tych płaczących ludzi z opozycji)
(t.m.i.)

sobota, 12 października 2019

"ZAMIAST POLITYKI - NIEWYSŁANY LIST" - 12.10.2019. (414)

W...a  12.01.1965.
                             Witam. No cóż, to mój ostatni list do Ciebie, więcej nie będzie pisanych moich żali. Stało się to, co się stało, mogłem tego się spodziewać, ale czy ja taki mały, marny "gnojek" mogłem połapać się w grze, jaką zastosowałaś w stosunku do mojej osoby? Oczywiście, że nie! Zaślepiony Twoją osobą, nic nie widzący dookoła siebie, patrzyłem w Twój obraz, jak na obraz króla Jagiełły, po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem. Zaślepiony i oślepiony "zwycięstwem" w zdobyciu Ciebie, nie widziałem co dzieje się wokół mojej osoby. A działo się nad wyraz dużo, tylko ja, Hieronim nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Nic do mnie nie docierało, choć mówiono wiele i to o konkretnych faktach, a mimo to ja pozostawałem głuchy na te słowa.
Może i dobrze, że nie chciałem nikogo słuchać, przynajmniej przeżyłem cudowne chwile z Tobą, których nawet Ty nie możesz mi ich odebrać. Nie masz takiej mocy, aby sprawić we mnie zmianę abym zapomniał o nas. Tego nie mogę uczynić, wiem, że będziesz chciała wymazać mnie ze swojej pamięci, możesz to uczynić, masz do tego prawo, ale czy będziesz się z tym dobrze czuła? Jakie zachowasz wspomnienia z lat młodzieńczych, no jakie? Szkołę, praktykę, sublokatorkę, paru chłopaków, z którymi chodziłaś na dyskoteki? Tylko tyle? Tylko to zostanie ci na starość i na długie wieczory, kiedy siedząc w ciszy będziesz chciała wrócić do tego, co tak szybko nam uciekło. Co wówczas  wspomniesz? No co? Bo ja w przeciwieństwie do Ciebie zachowałem wszystkie chwile spędzone z Tobą, nawet te złe, nie, nie wyrzucam ich z siebie. Wręcz przeciwnie, spodziewam się, że w przyszłości zaowocują, kiedy ponownie spotkam inną dziewczynę i wówczas może uchronią mnie przed takim końcem, jaki ma miejsce w przypadku nas dwojga. Może nie będę się tak angażował jak teraz?
Nie wiem. Justynko, bardzo mnie zabolały Twoje słowa o mnie, nie zasłużyłem na nie i nie miałaś prawa ich wypowiadać. Czyż tak bardzo mnie znałaś? Sama mówiłaś wielokrotnie, że w ogóle mnie nie znasz i miałaś rację. Ja byłem tu, ty byłaś w moim mieście, daleko, a zarazem blisko, tylko zależy jak dla kogo. Dla mnie byłaś blisko, bo bez przerwy Twoje miejsce było w moim sercu, a to znaczyło, że jesteś wszędzie tam, gdzie i ja. Ty nie przyjęłaś mnie do swojego serca, trudno, moja rozpacz minie, musi. Może jeszcze kiedyś się spotkamy, a może i nie, ale zawsze będę Cię dobrze wspominał, choć prawdę mówiąc, powinienem Twój obraz wyrzucić z serca na śmietnik i nigdy nie spoglądać na miejsce, w którym leży to zdjęcie. Wiedziałaś, że to moja pierwsza miłość, prawdziwa, czysta, niczym nie skalana ani zabrudzona. Nie nauczyłaś mnie niczego, co powinienem zapamiętać i zachować w sobie. Niczego!
Odrzuciłaś ją i podeptałaś, bawiłaś się moim uczuciem jak wyrafinowany zawodnik na boisku, a ja ślepy na wszystko, wierzyłem i nadal wierzę w piękno miłości. Ty nie umiesz tak kochać jak ja, nie będę Cię osądzał, to Twoja sprawa, ale ja nigdy nie zrezygnuję ze szczerego kochania, takiego prawdziwego, naturalnego i opartego na zaufaniu drugiej osoby, osoby obojętnie jakiej, brzydkiej, ładnej, małej czy wysokiej, ale umiejącej i chcącej właśnie takiej miłości, jaką ja jej zaoferuję. Może znajdę jeszcze taką duszyczkę, która pokocha mnie, nie za wygląd, nie za wykształcenie, ale za moją osobowość, moje spojrzenie na świat i to co nas otacza. Może będzie taką romantyczką jak ja?
Czy warto jeszcze coś pisać do Ciebie? Mam żal, zresztą kto go nie ma, gdy rozstanie następuje tak nagle, bez słowa wyjaśnienia, czuję  się oszukany, bardzo oszukany. Ale tak się płaci "frycowe", gdy wchodzi się w dorosłe życie. Jeszcze człowiek nie zadomowił się w nim na dobre, a już dostał porządnego "kopniaka" w pośladek. Czy tak musiało być? Właśnie tego nie mogę zrozumieć i to mnie boli najbardziej. Zły jestem na siebie, na Ciebie i na cały świat. Nie byłem i nadal nie jestem przygotowany na życie w takim dorosłym świecie. Czy zdobywanie doświadczenia musi być takie bolesne? Nie ma żadnej litości? Choć odrobinę?
Justynko, nie będę walczył o Ciebie, choć to pisanie pokazuje zupełnie co innego, ale mówię poważnie - nie będę. Wolę cierpieć, konać, płakać, ale nie będę skomlał przy twoich stopach i prosił Cię o powrót, mam swoją ambicję i swój honor, zniosę ten ból. Będzie z pewnością ciężko, ale sama napisałaś mi w liście, że "czas leczy rany". Tak, to prawda, przeżyłem gorsze tragedie, to przeżyję i to rozstanie, które nie jest tragedią i nią nie może być w moim życiu.
W tym roku kończę szkołę, może wrócę do domu, może wyjadę w świat, może się spotkamy, a może i nie, chociaż ten świat mimo wszystkiego jest jednak mały i wszystko możliwe, że natrafimy na siebie. Będziesz miała odwagę spojrzeć mi w oczy?
 Bo ja tak! Wiele mógłbym jeszcze napisać, ale czy warto? Czy warto pisać do Ciebie to co ja przeżywałem, skoro Ty wszystko wyrzuciłaś z siebie, a ten list wyrzucisz bez żadnych skrupułów do kuchennego kosza na śmieci. Nie chcę pisać, bo pomyślisz, że próbuję przemówić Ci do sumienia, a ja tego naprawdę nie chcę zrobić. Po prostu już nie mógłbym oczekiwać od Ciebie prawdziwej miłości, mimo iż Ty byś zaklinała się na wszystkie świętości, że właśnie ona taka jest. Nigdy nie będzie i choć jestem taki młody, to jednak wiele zrozumiałem. Nauczyła mnie czegoś ta znajomość z Tobą, będę o tym pamiętał, ale będę pamiętał też o wybaczaniu, ale nie Tobie. Może gdybyśmy byli starsi, to wówczas mógłbym wybaczyć Ci tę Twoją grę, bo być może i sam bym w niej uczestniczył. Ale ja nie uczestniczyłem, nie grałem, to mną grano i bawiono się. No cóż, tak bywa w życiu. 
Będę kończył, a na koniec chcę Ci powiedzieć, że nigdy nie wspomnę nikomu o naszej znajomości, a gdy wspomnę, zawsze będę mówił o Tobie dobrze. A Ty o mnie? Będzie Ciebie stać na to, co mnie?
Żegnaj... żegnaj Ty pierwsza moja miłości i kiedyś, kiedyś, wspomnij mnie. Chyba mimo wszystko zasłużyłem na to wspomnienie. Twój, o przepraszam, już nie Twój Hieronim.
W...a 12.01.1965r.
(t.m.i.)

czwartek, 10 października 2019

"WRESZCIE NASTANIE CISZA" - 11.10.2019. (413)

Mamy nagrodę Nobla w literaturze, to już piąta postać polska, odznaczona w dziedzinie literatury. Zaszczytu odebrania tej prestiżowej nagrody dostąpiła pani Olga Tokarczuk. Znana pisarka, ale czy lubiana przez Polaków? Opinie są podzielone, nie wszyscy ją lubią, nie wszyscy czytają jej książki, gdyż autorka kilkoma swoimi wypowiedziami podzieliła Polaków. Jak z tego wynika nie tylko politycy nas dzielą, ale i zdobywcy tak prestiżowych nagród, jak wspomniana autorka. Jej słowa, że Polacy to właściciele niewolników i że Polacy mordowali Żydów, nie napawają niektórych miłością do niej. Ale nie wracajmy do tego, cieszmy się, że mamy kolejną nagrodę i że nagrodę tę zdobyła nasza rodaczka.
Kampania wyborcza zmierza ku końcowi, jeszcze parę godzin i wszyscy powinniśmy zaprzestać pisać o politykach. Czy wszyscy wytrzymają ten nakaz i nie złamią ciszy? Wątpię, każdego roku zdarzają się wypadki łamania, więc dlaczego w tym roku ma być inaczej? Nie będzie i wszyscy z tym się liczymy. Trudna była ta kampania i prawdę powiedziawszy mam jej dość, słyszałem, że w Anglii, dużo ludzi idzie na wybory, ciekawy jestem, czy frekwencja będzie duża czy mała w Grecji, w Atenach. Czy wszyscy poczują się Polakami? Powinni oddać swój głos, aby później nie mówić, że nieodpowiednia partia rządzi krajem. Chcą aby rządzili ich przedstawiciele? Ambasada zaprasza, bo chyba tam będzie urna wyborcza. Naprawdę warto skorzystać z tego zaproszenia i pójść do wyborów, po drodze można wziąć sąsiada, lub sąsiadkę, będzie raźniej.
Rozmawiałem telefonicznie ze znajomym, który mieszka w Londynie i zapytałem go czy idzie na wybory. "Oczywiście, że idę - odpowiedział - muszę, wracam niedługo do kraju i chcę aby rządziła moja partia. Muszę wykonać ten ruch, aby później nie mówić, że nie wybrałem tych co chciałem".
"A ci co nie myślą wracać"? - nieśmiało spytałem. "O, ci to nie powinni się do niczego wtrącać, zwłaszcza do tych, którzy o tym rozmawiają". Boże, jak ja bym chciał, aby tak było, aby ci co nie zamierzają wracać, nie blokowali swoimi niemądrymi, często szyderczymi wpisami, tych, którzy chcą wracać do takiej Polski, jaką sobie wybierają. Szkoda, że nie wszyscy tak myślą jak ja i wielu podobnych mi Polaków. Przecież raz na cztery lata, możemy zrobić to, czego później nie będziemy mogli. Mamy wpływ na władzę, mamy wpływ na Polskę w jakim kierunku pójdzie, od nas zależy czy będziemy żyć w demokracji, czy tylko będziemy o niej czytać. Umocnimy dobre kierunki rozwoju kraju, czy zaprzepaścimy pracę naszych ojców, braci czy znajomych. To już za kilka, kilkanaście godzin stanie się faktem.
Siatkarze, grają jak z nut, brawo chłopcy. Jestem pewien, że będzie medal, pytanie tylko jakiego koloru, ale będzie na pewno. Dzisiaj nad ranem rozgromili kolejnego potentata do medalu - Australię 3:0, a w trzecim secie wręcz ośmieszyli rywali. Tak trzymać chłopcy, cała Polska jest z wami. Piłkarze, ci nożni zagrali z reprezentacją Łotwy, spodziewałem się bardziej zaciętego meczu, tak nie było, wygraliśmy trzy do zera, wynik cieszy, gra mniej. Przed nami jednak jeszcze ciężkie mecze, czy zdobędziemy kolejne punkty?
(t.m.i.)

środa, 9 października 2019

"DZISIAJ ULGOWO -10.10.2019. (412)

Pogoda we Wrocławiu poprawia się z godziny na godzinę, coraz cieplej, jest też słoneczko. W Grecji też zapewne ciepło, to nie to co u nas, ale co tam nam się równać do tamtego klimatu. Wspomniałem o tym, bo właśnie dzisiaj z wyspy Zakintos wraca kuzynka z córką i małym wnukiem. Odwiedzają Grecję każdego roku, tym razem spytały o radę mnie. Gdzie jechać, jakie wybrać miejsce, bo tak dużo zwiedziły już miejsc w Grecji, że chciały jakiejś odmiany, jakiegoś miejsca ciekawego a ładnego. Wybrałem dla nich Kefalonię i Zakintos, wyspy leżące opodal siebie, nieduże, ale piękne. Kefalonię, a zwłaszcza Argostoli znam dość dobrze, byłem tam wielokrotnie, podoba mi się, ale nie chciałem na siłę narzucać tej wyspy moim kuzynkom. Jako alternatywę poleciłem Zakintos, tam nie byłem, ale wiele słyszałem i czytałem na jej temat. Jutro dowiem się szczegółów, mam nadzieję, że przypadła do gustu kuzynkom wspomniana wyspa.
Nie wypada nie wspomnieć o najbliższym sąsiedzie Grecji, Turcji, własnie ten kraj rozpoczął działania wojenne na Bliskim Wschodzie, w Syrii. Grecja leży w tym rejonie, wprawdzie nie bezpośrednio w rejonie walk, ale chyba powinna być zaniepokojona poczynaniami swojego sąsiada. Chyba Grecy zdają sobie sprawę z zagrożenia jakie powstaje obok nich. Nie mam telewizji greckiej, Polacy mieszkający w tym kraju, z pewnością zwrócą uwagę na ten fakt, chyba, że znów (niektórzy) powiedzą, że to ich nie obchodzi. A powinno, bo to interesuje cały świat, Polskę również.
(t.m.i.)

"JESZCZE O GRECKICH EMIGRANTACH" - 09.10.2019. (411)

Być może będzie to mój ostatni wpis w tej grupie społecznej, może mnie wywalą, może nie, ale zanim to zrobią niech przeczytają.
Mieszkałem w Grecji od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia przez dwadzieścia lat z rodziną. Wyjechaliśmy z Polski w czasach, w których niektórzy nie wiedzieli, że takie państwo istnieje, nawet nie było ich na świecie, kiedy my przecieraliśmy dla nich ten szlak. Różni ludzie trafili tutaj, dobrzy i źli, ale jakoś wspólnie próbowaliśmy żyć w zgodzie, co nie zawsze się udawało. Był wyzysk jednych przez drugich, ale była też solidarna pomoc, ludzi o dobrych sercach było więcej, a naszym takim azylowym miejscem, gdzie nie ruszała nas grecka policja, był teren polskiego kościoła. Tutaj gromadziliśmy się w trudnych chwilach, tutaj pomagaliśmy sobie, tutaj zawieraliśmy znajomości, tutaj wymienialiśmy się wiadomościami. Ze stanu wojennego, (prawie wszyscy go przeżyli w Polsce), wpadliśmy w drugi stan wojenny, trochę łagodniejszy, ale jednak dający się nam poważnie we znaki. Nie wiem, czy dzisiejsi emigranci znają słowo "deport", czy "łapanka", może tylko ze słownika, z filmu? My, to znamy i pamiętać będziemy do końca naszych dni, bo wychodząc z domu, nigdy nie byliśmy pewni czy do niego wrócimy, czy zobaczymy jeszcze męża, żonę, dziecko, czy znajomego. Jechało się do pracy z "duszą" na ramieniu, Omonię omijało się z daleka, inne place również, ale wielu, w tym ja, musiałem jeździć tą drogą. Musiałem i jakoś mi się udawało, jakoś omijały mnie łapanki, choć często musiałem się tłumaczyć, miałem jednak szczęście. Wielu tego szczęścia nie miało. Trudno było kogoś wyciągnąć z Aleksandras, ale chodziło się tam i uwięzionym pomagało się jak tylko mogło, a oni potrzebowali tej pomocy. Wiele było deportów, jedni po tym wracali, inni już na stałe pozostawali w Polsce. Żyliśmy w ciężkich warunkach, to nie to co dzisiaj, gdy teraźniejsi emigranci mają wszystko, mieszkania, pokoje, spokój. My nie mieliśmy tego, żyliśmy po kilkunastu w jednym pokoju, niekiedy w jednym łóżku, bo nie było nas stać na mieszkanie. Przede wszystkim jednak każdy chciał zaoszczędzić trochę drachm, aby móc wymienić na dolary i wysłać do kraju. My przyjechaliśmy za chlebem, za pieniądzem, za drachmą, a później za eurem. Ciężko nam było, bo wśród nas byli tacy, jak ci, którzy tak bezpardonowo o mnie piszą i atakują. Byli i tacy, którzy kapowali nas przed policją, przed Grekami, wykorzystywali nas w pracy, na mieszkaniach, w sklepie, po prostu wszędzie. Jedni sobie na to pozwalali, inni nie, toczyły się wojny pomiędzy ludźmi, ale na szczęście tych nieprzyjaznych ludzi była garstka. Zwyciężyli ci dobrzy.
"Sklep Polski" - był jeden, tutaj przychodziliśmy po gazety, książki, kasety video, kosmetyki, po pomoc i po porady, których pracujące panie nam nie szczędziły. (właścicielka była żoną Greka) Tutaj raz w tygodniu przyjeżdżaliśmy po gazetę "POLONIA", czy "KURIER ATEŃSKI" nawet z odległych dzielnic. Ryzykowaliśmy złapaniem przez policję, ale jechaliśmy po te gazety, aby dowiedzieć się o Polsce, o tym co dzieje się w Grecji, łaknęliśmy tych wiadomości, bo niekiedy były to jedyne wiadomości jakie otrzymywaliśmy. Nie było telefonów komórkowych, nie było komputerów, były tylko gazety i spotkania pod kościołem, gdzie mogliśmy porozmawiać jak Polak z Polakiem. Czy dzisiejsi emigranci wiedzą jak kupowało się prace (teraz słyszałem też to się praktykuje), mieszkania? Były ogłoszenia, były anonse, Polak, Polakowi sprzedawał nie swoje rzeczy. Ogłoszenia typu sprzedam mieszkania kolekcjonuję do dzisiaj, jak i gazety z tamtego okresu, są dla mnie pamiątkami mojej gehenny jaką przeżyłem mieszkając tutaj przez dwadzieścia lat. Wielu takich cwaniaczków sprzedających mieszkania "nawróciłem" na dobrą drogę. Pamiętam zaangażowanie się ludzi w sprawy nasze, naszych rodzin, naszych przyjaciół, dużo pomogli tacy ludzie, ludzie bezimienni, którzy swą pomoc ofiarowywali z głębi serca, nie żądali za nią żadnych profitów. Pamiętam składki dla ludzi bezdomnych, okradzionych, deportowanych i niech nikt nie myśli, że pomagała nam ambasada. Niech zapomni o tym, bo ambasada nigdy nikogo nie wyciągnęła z celi na Aleksandras, lub pomogła powrócić do kraju. Tego nie było, chyba, że swojego jakiegoś prominentnego działacza. My zdani byliśmy tylko na siebie i swoich ziomków. Do dzisiaj wspominam ludzi którzy mi pomogli, którzy pomogli mojej rodzinie, nie znam ich nazwisk, operowaliśmy tylko imionami i mogę wymienić, że było dużo Jacków, Zbyszków, Józków itd. Było ich dużo. Pamiętam i będę o nich pamiętał, ale też będę pamiętał o tych, którzy moim i innych kosztem chcieli się w krótkim czasie wzbogacić, a niestety było ich wielu. Wspomnienia jednak dobre przeważają. Do dzisiaj utrzymuję kontakty, z tymi co pozostali w Grecji, piszemy, dzwonimy, odwiedzamy się tutaj w Polsce i tam w Grecji, w Atenach, czy innym mieście. Ciężkie życie zbliżyło nas, wiemy co to była bieda, strach i obawa o każdy dzień, o każdą godzinę. Przeżyliśmy to i szanujemy siebie nawzajem, bo nic tak człowieka nie łączy jak wspólna sprawa, wspólne dążenie do celu, do przeżycia, do dobrobytu. Czy takie "coś" istnieje w dzisiejszej greckiej społeczności? Proszę się nie obrazić, ale po wpisach na waszym portalu, mam pewność, że takiego czegoś nie ma i chyba nie będzie. Przeczytajcie wczorajsze wpisy na temat jednej pani, która źle napisała słowo "autobus". Afera według niektórych, wypominanie nieuctwa, czy to powinno być na waszej stronie społecznościowej. Co taki "gościu" reprezentuje sobą, że tak poucza panią, która pisze, jak pisze, lepiej nie umie i chyba już nie będzie umiała. Trzeba się z niej śmiać? Dawniej nikomu nie przeszkadzała gwara śląska, kaszubska, czy białostocka, to był Polak i to był Polak. Ten pan dzieli nas, a jutro być może pojedzie na lotnisko i będzie czekał na taką panią, aby przywieźć ją do Aten za sześćdziesiąt czy więcej euro. Wówczas mu nie będzie przeszkadzało, że mówi tak, czy siak, czy pisze tak, czy inaczej. Pieniądze zasłonią wszystko, a później w wolnej chwili, znów siądzie przy komputerze i będzie wyłapywał takich roztargnionych ludzi. Świat się zmienił, przyszła łatwizna, dobrobyt, lenistwo i niestety duchowa pustka. Serdecznie chciałbym na koniec pozdrowić dawnych znajomych z klubu piłkarskiego "Panpolonikos", nasze wspólne mecze i wspólne wyjazdy na "Polonijne Igrzyska" w Polsce, pozostaną na długo w pamięci. To nas łączyło i łączy nadal, to były piękne dni, choć niekiedy okupione łzami. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi, mojej rodzinie, nie zapomniałem o was, pamiętam i będę pamiętał, a mój dom, tutaj w Polsce jest zawsze dla was otwarty.
Oczywiście nie napisałem o wszystkim, to jest niemożliwe, na to trzeba czasu i wielu stron tego bloga, a i książka chyba by nie wystarczyła aby to wszystko opisać. Przepraszam jeżeli kogoś uraziłem, mam wrażenie, że tego nie uczyniłem, ale.... (t.m.i.)

wtorek, 8 października 2019

"NIE UWIERZYCIE, ALE TO STAŁO SIĘ... " - 08.10.2019. (410)

...w służbie zdrowia, w Wojewódzkim szpitalu przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu. Zaczęło się jednak niezbyt obiecująco, bo... Jak zwykle było do tej pory, chciałem zamówić Transport Sanitarny na przewóz mnie do wspomnianego szpitala na badania, lecz odmówiono mi. Pani dyspozytorka oświadczyła, że zlecenie na przewóz wystawia specjalista, a nie lekarz rodzinny, a po drugie taki transport należy mi się raz na dwa lata. Powtarzam, aby wszyscy zrozumieli: "Raz na dwa lata", komentarz chyba zbyteczny. Nie udało mi się jej przekonać, musiałem zrezygnować z transportu państwowego (na który płacę podatki) i pojechać prywatnym, co uczyniłem. Teraz opiszę krok po kroku, czynność za czynnością jaką wykonałem, będzie to trochę przydługie, ale aby dać pełny obraz muszę tak zrobić.
W głównym holu, dużo ludzi do rejestracji, ale jest kilka okienek, idę dalej, mam skierowanie na USG serca więc udaję się do pracowni. Zaskoczenie, ani jednej osoby, spojrzałem pytająco na żonę (jest ze mną i też bada się) zamknięte dzisiaj, zdawał się mówić mój wzrok. Żona zapukała, drzwi otworzyły się i ... Badanie trwa około trzydziestu minut, łącznie z rozbieraniem się i czekaniem na wynik. Poszło szybko, następne badanie mieliśmy tuż obok, w pracowni EKG. Zastanawiałem się po co EKG, skoro mam USG, no ale skoro lekarz kazał...
Też pustki, ale gabinet nieczynny, przerwa, nie ma kartki, powiedział to nam wychodzący pacjent z gabinetu. Pewnie kawka będzie, zażartowała moja żona, a ja spojrzałem na zegarek. Dwadzieścia po jedenastej. Poczekamy - postanowiłem. Ledwo usiadłem na krzesełku, pielęgniarz przyprowadził pod drzwi pokoju siedmiu pacjentów z oddziału urologicznego na badanie EKG. Wiedziałem co się stanie, będzie trzeba czekać, a ja przecież mam jeszcze tyle badań. Pani pielęgniarka zaczęła obsługiwać, nie wytrzymałem, wtrąciłem swoje zdanie, zaczęła się sprzeczka, a ja tylko chciałem, aby badanie trwało inaczej. Raz pacjent wchodzi, raz osoba "cywilna" czyli ja. Udało się, choć nie bez oporu samych pacjentów i pani obsługującej EKG. Zastanawiałem się gdzie tak spieszą się ci pacjenci, do swojego ciepłego łóżeczka, na pogaduszki z kumplami na sali? (zaznaczam, że wszyscy chodzący, uśmiechnięci) Zrobiłem to badanie, nie trwało długo więc udałem się do lekarza na wizytę w przychodni. Tu obowiązują numerki, zdążyłem, mój jeszcze nie wyczytano, byłem następny.
W gabinecie brak mojej prowadzącej lekarki, jest jakaś nowa, młoda, stażystka? Nie, pracuje już od pięciu lat w szpitalu, przymierza się do pracy w przychodni. Rozpoczyna badanie, które przebiega dobrze, szybko i tak, jakby to prowadziła moja lekarka, nie może jednak podjąć żadnej decyzji w sprawie leczenia, to należy do kompetencji mojej lekarki. Przyszła pani doktor, w skrócie streściłem to co powiedziałem pierwszej lekarce, obie panie porozmawiały i prowadząca pani doktor zaleciła leczenie. Jak na złość w tym momencie "zawiesił" się komputer, nic nie można napisać, stanęliśmy w martwym punkcie. Na szczęście awaria nie trwała długo. Ktoś kiedyś powiedział, że lekarze mają dużo papierkowej roboty, przyjrzałem się temu. Pani doktor zapisywała wszystko na komputerze, moja koperta chorobowa leżała nieruszona na stole, nic nie wpisywała pani doktór, no bo i po co, skoro uwiecznione jest wszystko w komputerze. Pamiętacie dawne wizyty, lekarz nie wypełniał papierków? Ależ wypełniał, cały wywiad chorobowy, wszystkie leki, wszystkie diagnozy wpisywał ręcznie piórem, czy długopisem na karcie chorobowej i chował to do wspomnianej koperty. Teraz robi to szybciej na komputerze, do koperty nic nie chowa, chyba, że jakieś wyniki badań, z których dyżurująca pielęgniarka robi ksero. Żona i ja dostaliśmy skierowania, żona na SOR, ja do innego specjalisty.
Na SOR tylko trzy, cztery osoby, tak mało? Reszta umarła czekając na przyjęcie? Nie do wiary! SOR jednak nie przyjął żony, skierował prosto na oddział, znów więc powrót do szpitala i jazda windą na odział angiologiczny. Pierwszy raz znalazłem się tutaj, cisza, spokój, w holu głównym wyłączone światła, panuje półmrok, nie ma ludzi. Lekarze dyżurni szybko uwinęli się z nami, (żona miała skierowanie do szpitala), zrobiono USG nóg, założono opatrunki i odesłano do domu. Bogu dzięki, a już się martwiłem. Mnie również zrobiono USG, przepisano stosowne leki i odesłano do domu. Odetchnąłem z ulgą, nawet usiadłem sobie w pustym holu oddziału angiologicznego na krzesełku i przeglądałem lekarskie dokumenty. Nie wierzyłem, że wszystko udało mi się załatwić w jednym dniu, w ciągu kilku godzin... Dochodziła piętnasta...Personel szpitalny opuszcza swoje miejsce pracy, ja też wolnym krokiem ruszyłem do domu. (t.m.i.)

(Wygląda to na nieprawdopodobną sytuację, ale kto nie wierzy niech się skontaktuje ze mną, pokażę mu wszystkie dokumenty które udało mi się załatwić w dniu wczorajszym. Ile więc jest prawdy w stwierdzeniach opozycji, że ludzie umierają na sorach? Zdarzają się takie przypadki, nie neguję tego, bo to zdarza się w domu, w parku na ulicy. Szczęśliwy miałem wczorajszy dzień, niebawem opiszę wam jak przyjęto mnie w szpitalu w Grajewie i jak potraktowano. Zobaczycie różnicę i to bardzo dużą)

niedziela, 6 października 2019

"POCZĄTEK KOŃCA PLATFORMY? - 07.10.2019. (409)

Mistrzostwa Świata w lekkiej atletyce zakończone. Wczoraj do naszego dorobku medalowego nasza sztafeta 4x400 metrów dorzuciła kolejny medal, tym razem srebrny i poprawiony Rekord Polski, aż o trzy sekundy. Wspaniałe są nasze dziewczyny nazwane przez kibiców "aniołkami", wspaniale walczyły i wspaniale rozsławiły nasz kraj. Nie zawiódł też M. Lewandowski, który do swojego dorobku dorzucił brązowy medal. Na ocenę całych mistrzostw przyjdzie czas, na razie cieszmy się tym co mamy i wracającą ekipę naszych zawodników powitajmy radośnie na polskiej ziemi. Aby cieszyć się w pełni z wyników naszych sportowców, muszę jeszcze wspomnieć o mojej ulubionej dyscyplinie sportowej, czyli żużlu i tu mamy Mistrza Świata w osobie pana Zmarzlika z Gorzowa Wielkopolskiego. Siatkarze również przysparzają nam wiele radości, ale o nich kiedy indziej, ich turniej jeszcze trwa.
Sport, sportem, ale pora wrócić na ziemię i powiedzieć co dzieje się tutaj, tutaj w kraju, a nie w dalekim Katarze, a dzieje się nie najlepiej. Wczoraj pokazano nam kolejne taśmy Neumanna i te taśmy chciałbym aby obejrzeli sobie moi krytycy z Grecji, którzy jak się przekonałem żyją w jakimś bajkowym świecie, w jakimś oderwaniu od rzeczywistości. No cóż, Grecja daleko, nie dociera tam nasza telewizja, nie dociera prasa, nie docierają żadne wiadomości. Wyjechali panowie i panie za pracą i tak tam ciężko pracują, że nie mają chwili wytchnienia, aby pomyśleć o kraju i co w nim się dzieje. Wolę już Polonię Amerykańską, z którą mam kontakt, która bardzo interesuje się polskimi sprawami. Uczestniczą w życiu Polaków, są z nimi, a emigranci greccy? Poczytajcie ich portale, to sami się przekonacie. Szkoda, że nie ma jak ich poinformować o tym co dzieje się w kraju, bo gdyby tak odsłuchali ostatnie taśmy Neumanna, to może by zrozumieli jacy ludzie nami rządzili i jacy ludzie chcą nami rządzić. Ale nie wszyscy chcą tego słuchać, nie wszyscy chcą to wiedzieć, nie wszyscy chcą słyszeć słowa Wałęsy, wypowiedziane na wczorajszej Konwencji Platformy Obywatelskiej. Im jest dobrze i nadal chcą aby było tak jak dawniej. Ale zostawmy tych emigrantów, niech żyją sobie spokojnie w Grecji i zarabiają na swoje emerytury, na swoje życie i cieszą się ciepłym klimatem śródziemnomorskim.
Taśmy Neumana pozostawię w na razie w spokoju, bolą, ale jeszcze więcej boli mnie wystąpienie Wałęsy i jego przemówienie. Nazwać Kornela Morawieckiego zdrajcą, dzień po złożeniu go w mogile, jest haniebne. Czy ten człowiek już tak upadł moralnie, że nie wie co mówi? Czy ci ludzie z Platformy nie wiedzieli kogo zapraszają? No cóż, jedni warci drugiego. Zamiast otoczyć go opieką lekarską, oni go ciągają po jakiś wiecach politycznych i jeszcze biją mu brawo, gdy ten w perfidny sposób obraża już nie tylko rodzinę zmarłego, ale wszystkich tych którzy należeli do Walczącej  i nas zwykłych Polaków. Nie potrafią nawet zareagować na jego wystąpienie, nie potrafią odciąć się od jego słów, skrytykować go, Boże, co ja wypisuję, oni mu jeszcze klaszczą, poklepują po ramionach, uśmiechają się do niego. Gdzie my żyjemy, czyż nie ma w nas odrobiny przyzwoitości? Nie, nie ma, a pokazują to dobitnie opublikowane taśmy, do których jeszcze powrócę. (t.m.i.)

TEN NIESAMOWITY KLAREMBACH" - 30.11.2020. (551)

Niesamowity jest pan redaktor Adrian Klarembach, każdy mógł się przekonać dzisiaj oglądając program "Minęła ósma", gdy obnażył wsz...