Chciałbym, tak jak wczoraj obiecałem, wrócić do służby zdrowia, a właściwie opisać to, co się dzieje w jej środku, a mianowicie w szpitalach. Chcemy zmieniać służbę, może zaczniemy czynić to od jej środka? Od szpitali i przychodni? Może nawet od Pogotowia Ratunkowego?
Karetka pogotowia ratunkowego przyjechała do mnie po dwukrotnych wezwaniach, nie spieszyli się, a może spieszyli się, ale wobec braku sprzętu (karetek) trzeba tak długo czekać, a miało być zupełnie inaczej. Zapewniano mnie, że to tylko kilka minut od zgłoszenia. Niestety...
Decyzja ratownika była jednoznaczna, przewóz do szpitala. No cóż, jak trzeba, to trzeba. Była noc, ratownik kazał mi się ubrać, choć byłem w pidżamie, może nie przyjmą i trzeba będzie wracać - powiedział. Długo trwały targi pomiędzy mną a ratownikami, ja chciałem do "tego" szpitala, oni do najbliższego. Nic nie wskórałem, ratownicy gotowi byli mnie pozostawić w domu gdybym się im nie podporządkował. No cóż. Dobrze, że na izbie przyjęć nie było nikogo, byłem jedynym pacjentem jakiego przywieźli, więc przyjęcie poszło dość szybko. Była pierwsza w nocy, gdy w ubraniu położyłem się na szpitalnym łóżku. Pidżamę dostarczą mi domownicy rano.
Szpital, w którym zostałem, swoją świetność ma już poza sobą, dawniej leczyli się tu dygnitarze, dzisiaj... tacy jak ja. Budynek stary ale odnowiony, sale duże, ale jest też i kilka mniejszych, ja właśnie znalazłem się w tej mniejszej. Tylko trzech nas jest.
Dawno nie leżałem w szpitalu więc uczyłem się wszystkiego od nowa, to co zapamiętałem z innych szpitali okazało się nieaktualne, nieżyciowe, tutaj panowały inne stosunki, inne zwyczaje. Byłem troszeczkę pokłuty igłami, miałem na rękach kilka plastrów, wacików i bandaży, wszystko to zaschło, przy ruchu ręką wyzwalało ból. Kiedy przyszła pani (celowo nie używam słowa pielęgniarka, bo pamiętam jak zostałem skarcony za to słowo w jednym szpitalu), poprosiłem, aby zdjęła mi te bandaże. Odmówiła. Z wyrzutem w głosie powiedziała, że ona jest technikiem medycyny i takie czynności do niej nie należą. Do kogo? Do pielęgniarki!
O choroba ciężka, nawet tego nie wiedziałem, jest podział pracy i funkcji. Czekałem chyba z godzinę na prawdziwą pielęgniarkę, która w fachowy sposób, bez ociągania się, wykonała to, co pani technik medycyny nie chciała. Z panią technik medycyny zetknąłem się jeszcze kilka razy i nie należały te spotkania do przyjemnych. Pani technik, chyba na polecenie doktora prowadzącego mnie, zaczęła oklepywać moje plecy, abym mógł odkrztusić zbierającą się flegmę w płucach (okazało się, że mam zapalenie oskrzeli), ale robiła to z taką siłą, że moje plecy tego nie wytrzymywały. Przerwałem jej tę czynność, a ona obrażona poszła na skargę do lekarza. Nic nie wskórała widocznie, bo lekarz nie pojawił się u mnie. Pani technik przychodziła kilka razy dziennie do mnie i ponawiała propozycję oklepywania moich pleców. Moje stanowcze NIE, jednak nie studziło jej zapędów.
Podali lekarstwa, tabletki, na moje pytanie co to za leki, wielkie zdziwienie u pielęgniarki. "Nie wiem, lekarz przepisał, więc proszę brać" - stanowcza, szorstka odpowiedz i tyle widziałem panią "pigułę". Zastanawiałem się czy brać te nieznane leki, w trakcie mojego myślenia weszła pani doktor. "Proszę pana, jest pan w szpitalu i my tu pana leczymy, nie chce pan brać lekarstw? Proszę wypisać się ze szpitala" - taka była odpowiedz pani doktor. Myślałem, że mnie przebada, osłucha moje płuca, ale gdzie tam, słuchawki lekarskie przewieszone przez szyję spokojnie sobie wisiały, opierając się na pokaźnym, aczkolwiek pięknym biuście pani doktor. Tak było przez kolejnych pięć dni (tyle dni leżałem) i zostały użyte dopiero przy moim wyjściu do domu.
Leżałem w kilku szpitalach, widziałem panie sprzątające sale i muszę przyznać, że tam gdzie to widziałem, panie naprawdę dbały o czystość. Dwa razy dziennie myte były podłogi, codziennie ścierane kurze, poprawiane łóżka, tutaj... czy warto o tym pisać? Może i warto, bo trzeba powiedzieć i pokazać ludziom, jak dba się o porządki, moja sala sprzątana była tylko raz dziennie, kurze, podczas mojego pobytu tylko dwa razy wycierane, łóżek nie poprawiano obłożnie chorym (robiły to rodziny).
Codziennie, albo nawet i kilka razy dziennie w sali pokazywała się pani, która podłączała kroplówki dożylne, nie wiem jak nazywać tą panią, bo gdy zwróciłem się do niej o przyniesienie mi małej spężareczki do inhalacji, odpowiedziała, że ona jest od kroplówek a nie przynoszenia sprężarek. Jak ją nazwać, może "kroplówkową?". Pani technik medycyny, była na tyle uprzejma, że mi się przedstawiła. Ta pani tego nie uczyniła. Znów musiałem czekać na odpowiednią osobę, która wyjdzie z mojego pokoju, przejdzie przez korytarz i z pokoju vis a vis mojego przyniesie mi sprężareczkę, ważącą 1 kg (jeden kilogram - a może i nie).
Więcej nie będę opisywał tych absurdów, chociaż nie, napiszę jeszcze o jednym. Podczas pobytu w szpitalu nie mogłem chodzić, więc poprosiłem aby któraś wolna pielęgniarka, albo inna osoba zawoziła mnie na wózku do ubikacji i łazienki, myślicie że taka prośba została przyjęta? Ależ skąd, pani której to powiedziałem poszła do pani doktor ze skargą, że ja mam takie wymagania. Znów prawie półgodzinne tłumaczenie lekarce, dlaczego pragnę takiej przysługi. Myślicie, że w czasie mojego pobytu skorzystałem z pomocy pań pielęgniarek? Ani razu, wolałem prosić o pomoc innych chorych, niż zdawać się na łaskę i nie łaskę pań pielęgniarek.
To tylko krotki opis moich przygód w szpitalu, wiem, że nie we wszystkich szpitalach tak jest, bo przebywałem w różnych, ale to co tu zobaczyłem, to co tu przeżyłem skłoniło mnie do podzielenia się z wami tymi uwagami i wiadomościami. Mam nadzieję, że jest to odosobniony przypadek i nigdy was nie spotka, gdy nie daj Boże znajdziecie się w szpitalu.
Pan Grzegorz Schetyna chce reformować służbę zdrowia od skrócenia kolejek i budowania nowych szpitali, może jednak zacznie od naprawy jego struktur wewnątrz, a dopiero później zacznie reformować, może w tym czasie otrzyma te wymarzone sto miliardów na reformę! (t.m.i)