No i proszę, jak ten czas leci, już trzeci styczeń na kartce w kalendarzu. Za chwilę Trzech Króli i wszystko potoczy się już bardzo szybko. Jeszcze przez parę dni chcemy żyć w świątecznym nastroju, ale niektórzy nie dają nam tej satysfakcji, sprowadzają nas bezpardonowo z obłoków na ziemię. Takim, który to bezpardonowo robi jest nowo odkryty zbawca narodu polskiego pan Tomasz Grodzki, dla przypomnienia Marszałek Senatu, gdyby ktoś nie wiedział. Przypatruję się od dłuższego czasu panu profesorowi i staram się dociec jaki z niego jest człowiek. Jak na razie widzę, to chyba nie miał udanego dzieciństwa, wprawdzie jest spokojny, cichy, ale o nie spełnionych marzeniach. W młodzieńczych latach jest niedoceniany, nie może wybić się na ponad przeciętność, znosi to z pokorą, swoje niepowodzenie przekłada w nauce, tutaj jest naprawdę dobry, uczy się dobrze, ale tęsknota za silniejszą pozycją bije z jego oczu, z jego uśmiechu, zachowania. Jest stanowczy, zawzięty, pamiętliwy, w jego oczach nie znajdziemy błysku radości i zadowolenia, uśmiech jego jest kąśliwy, nie rozjaśnia twarzy, która nadal jest powściągliwa i surowa. Czym starszy, tym żądza władzy jest coraz większa i większa, dostaje się do Senatu, ale w pierwszych latach nie może przebić się przez gąszcz licznych senatorów, opozycja jest cieniu więc i on jest niewidoczny. Wreszcie w ubiegłym roku nadarza się okazja, w profesorze wyzwala się ukryta do tej pory chęć zaistnienia, wypłynięcia na szersze wody. Z początku jest znów pomijany, inni z jego ugrupowania dobijają się do wysokich stołków, jego kariera zaczyna pomału oddalać się. Nie zostanie tym, kim chciał być, starzy działacze (Borusewicz, Klich) stają mu na drodze. Robi się nerwowo na scenie politycznej, gdy nagle ni stąd ni zowąd dowiadujemy się o politycznej korupcji. Niebywałe! Prawo i Sprawiedliwość chce przekupić nieznanego dotąd nikomu senatora pana Grodzkiego i oferuje mu stanowisko ministra zdrowia? Nie mogłem w to uwierzyć, PIS by się do czegoś takiego posunął? (oczywiście jest to nieprawda) Nie trwało to długo, ale wiadomość poszła w eter, machina propagandy TVN ruszyła, pan Grodzki znalazł się na przysłowiowych sztandarach. Wybrany został na Marszałka Senatu i od razu pokazał swoją twarz, pokazał swoje osoby, bodajże trzy albo cztery. Swoim zachowaniem wcielił się w postać Jana Pawła II, Tadeusza Mazowieckiego, (te jego powielone gesty tych ludzi), w postać pana Dudy i pana Morawieckiego. Od razu stał się królem i zbawcą narodu polskiego. Jeszcze dobrze nie zagrzał miejsca na fotelu Marszałka, a już ogłosił co będzie robił i jak zamierza prowadzić Państwo Polskie. Wielu ludzi ze zdziwieniem przecierało oczy, nie wierzyli, że mają nowego wodza, który poprowadzi naród polski do dobrobytu i do czasów "dobrych rządów PO-PSL. Już nie parlament polski będzie uchwalał ustawy, już nie w Sejmie będziemy dyskutować nad ustawami, ale wszystko to odbędzie się poza granicami naszego kraju, a nad tym będzie czuwać Komisja Europejska i Komisja Wenecka. Po co nam prezydent, premier, skoro funkcje te może wykonywać jedna osoba, która przez wiele lat w cierpieniu i bólu przygotowywała się do objęcia takiego stanowiska. Zastanawiam się czy, marzenia nie przerosły oczekiwania pana profesora, obawiam się, że może spaść z wysokiego konia, a upadek może być bardzo bolesny, z którego może się już nigdy nie pozbierać. Celowo tutaj nie piszę o przypisywanym łapówkarstwie, ten temat jest na osobną debatę, sprawa w toku, więc można na moment wstrzymać się oceną postępowania pana Grodzkiego.
(T.M.I.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz